Wniewiele ponad rok strażacy w Londynie wzywani byli ponad 130 razy do gaszenia pożarów baterii w elektrycznych hulajnogach i rowerach – tak poinformował we wczorajszym artykule angielski “Evening Standard”, ilustrując to zdjęciem zgliszcz doszczętnie spalonego pomieszczenia. Brzmi dość przerażająco. I z całą pewnością tak właśnie miało brzmieć w intencji autora lub wydawcy. Tyle, że gdy w tym samym tekście wczytamy się w ukryte głębiej szczegóły, rzecz zaczyna wyglądać nieco inaczej.

Dane uzyskane przez “Standard” od londyńskiej straży pożarnej (London Fire Brigade) wyglądają w rzeczywistości następująco:

  • w 2021 roku strażaków wzywano tam 104 razy do pożarów związanych z zapłonem baterii litowo-jonowych – było to czterokrotnie więcej przypadków niż rok wcześniej;
  • z tego 44 przypadki dotyczyły e-bike’ów;
  • w 28 przypadkach chodziło o baterie w e-hulajnogach;
  • a w 32 przypadkach źródłem incydentu były inne baterie li-ion, głównie te z telefonów komórkowych, laptopów i innych sprzętów elektronicznych.

Skąd więc “ponad 130”? Autor tekstu dodał jeszcze 29 pożarów baterii z tego roku, w której to liczbie było 17 zapłonów akumulatorów e-bike’ów. Tu o e-hulanogach nie wiadomo już nic.

Z bateriami nie ma żartów

Między 28 a sugerowanymi 130 pożarami e-hulajnóg różnica jest bardzo wyraźna. Jeszcze więcej mówi reszta kontekstu: zbliżona liczba zapłonów baterii sprzętu elektronicznego pokazuje, że jest to nie tyle przypadłość akurat e-hulajnóg, co w ogóle baterii litowo-jonowych, wykorzystywanych w multum różnych urządzeń. Niestety, przedruki artykułu “Evening Standard” w innych mediach – na zasadzie sensacyjnego głuchego telefonu – brzmią już zupełnie jednoznacznie: “Londyn: Odnotowano ponad 130 pożarów wywołanych zapłonem akumulatorów w e-hulajnogach” – pisze np. polskojęzyczny Londynek.net.

Niemniej: z całą pewnością każdy pożar pojazdu elektrycznego to bardzo niebezpieczna sytuacja, tym bardziej, że na płonącą baterię w zasadzie nie działają konwencjonalne techniki gaszenia, a sprzęty takie bardzo często przechowywane są w domu. Rozpowszechniany ostatnio w social mediach film z płonącym skuterem pokazuje, jak może taka sytuacja wyglądać:

Dane z londyńskiej straży pożarnej są więc sygnałem ostrzegawczym dla każdego posiadacza e-hulajnogi czy e-bike’a: z bateriami nie ma żartów, co w praktyce oznacza że należy się z nimi obchodzić bardzo ostrożnie i w 100 proc. zgodnie z zasadami. Krytyczny jest zwłaszcza proces ładowania. O tym, jak postępować bezpiecznie z bateriami w hulajnogach stworzyliśmy już dość dawno poradnik, znajdziecie go po linkiem poniżej.

Doniesienia “Evening Standard” prawdopodobnie nie poprawią losu hulajnóg elektrycznych na Wyspach, gdzie użytkowanie tego typu prywatnych sprzętów na drogach publicznych jest jak dotąd w ogóle zakazane (dopuszczone są jedynie pilotażowo hulajnogi sharingowe). Od dziś w Wielkiej Brytanii weszły w życie zaostrzone wymagania dotyczące m.in. obowiązkowych numerów identyfikacyjnych na e-hulajnogach, a od grudnia zeszłego roku londyński zarząd transportu miejskiego zakazał przewożenia e-bike’ów i innych elektrycznych pojazdów osobistych w metrze i autobusach.

W ubiegłym tygodniu duży negatywny artykuł na temat elektrycznych hulajnóg opublikowało w swoim serwisie BBC – jego autorzy (opisując swoją pracę jako dziennikarskie śledztwo pod przykrywką) ustalili(!), że w e-hulajnogach można “odblokować” prędkość maksymalną, uzyskując pojazd zdolny do szybszej jazdy niż wynikałoby ze specyfikacji handlowej. Zdaniem cytowanych w tekście komentatorów powinno to być nielegalne i karane. Wygląda na to, że e-hulajnogi nie mają ostatnio na Wyspach dobrej prasy.


⇒ ZOBACZ: Pozostawianie latem elektrycznej hulajnogi w samochodzie może być niebezpieczne!

WSPARCIE