Nowe, błyskawicznie zyskujące popularność środki lokomocji z kategorii określanej jako mikromobilność wzięli pod lupę analitycy firmy doradczej McKinsey z Frankfurtu i Monachium. Autorzy styczniowego raportu zajęli się biznesowym kontekstem tego zjawiska. Interesowały ich współdzielone elektryczne rowery, skutery, a zwłaszcza e-hulajnogi.
„Od 2015 roku inwestorzy włożyli w start-upy z branży mikromobilności 5,7 mld dol. Rynek ten szybko przyciągnął dużą bazę klientów, rośnie w tempie dwu- trzykrotnie przekraczającym wzrost np. carsharingu. W ciągu zaledwie paru lat wycena kilku start-upów z tej branży przekroczyła 1 mld dolarów” – stwierdzają analitycy.
„Mobilność intuicyjna”
Autorzy raportu, analizując przyczyny euforii wokół mikromobilności, zauważają, że jest to „mobilność intuicyjna”. Prosta w użyciu i – najzwyczajniej w świecie – dająca ludziom zadowolenie. A to dlatego, że oferuje im nowe poczucie swobody w ruchu ulicznym, pozwala przemieszczać się zwrotnym pojazdem, nierzadko szybciej niż samochodem, unikając depresyjnych korków.
Po drugie – mikromobilność weszła na grunt już wcześniej przygotowany przez inne formy współdzielonych środków lokomocji (przede wszystkim przez carsharing).
Ponad jedna czwarta populacji świata żyje w miastach mających przeszło 1 mln mieszkańców. Obecnie średnia prędkość samochodu w wielu centrach tych metropolii to zaledwie 15 km/h – co rodzi frustrację. Mikromobilność jest na nią lekiem. Daje większą średnią prędkość, pochłania o wiele mniej czasu i energii na parkowanie, per saldo mniej kosztuje. Oraz daje przyjemnie wrażenie aktywności na świeżym powietrzu.
Szybki zysk
Zarazem – nieduże elektryczne pojazdy to wdzięczna biznesowo materia dla operatorów. Są niedrogie i pozwalają łatwo dostosowywać skalę działalności do możliwości firmy i zapotrzebowania rynku.
McKinsey przyjmuje, że średni koszt elektrycznej hulajnogi to 400 dol. Na tle kilkudziesięciu tysięcy dolarów potrzebnych, by kupić auto do carsharingu – są to grosze. O ile inwestycja w carsharing wymaga kilku lat by stała się dochodowa, to e-hulajnoga zwraca się już po… 114 dniach, czyli niespełna czterech miesiącach (przy założeniu, że jest wypożyczana pięć razy dziennie – szczegółową kalkulację autorów raportu zamieszczamy tutaj).
Jak daleko to zajedzie
Analizując przyszłość rynku mikromobilności, analitycy McKinsey zauważają że:
- teoretycznie tego typu środki lokomocji nadają się do pokonywania w miastach dystansów do 8 km. Czyli mogłyby „objąć” ok. 50-60 proc. wszystkich miejskich dojazdów w USA, Europie i Chinach (zdaniem autorów raportu średnio 60 proc. podróży autem w miastach to właśnie odcinki do 8 km)
- mogą być też alternatywą dla ok. 20 proc. dojazdów transportem publicznym
- zapewne częściowo zastąpią rower oraz przydadzą się na dystansach, które obecnie pokonujemy pieszo. Staną się środkiem lokomocji na tzw. pierwsza i ostatnia milę.
Autorzy raportu szacują, że w rzeczywistości mikromobilność przejmie jednak tylko 8-15 proc. nakreślonego powyżej potencjalnego rynku. A to z powodu różnych barier. Wśród nich wymieniają:
- ograniczoną użyteczność hulajnóg w niektórych przypadkach – np. brak „przestrzeni bagażowej” do transportu produktów, gdy ktoś chce się wybrać na większe zakupy
- duży wpływ warunków pogodowych na wybór np. hulajnogi czy skutera
- wymagany od użytkownika pewien poziom sprawności fizycznej (może być barierą dla osób starszych)
- przyzwyczajenia ludzi, mentalność, ogólnie: konieczność zaakceptowania nowej usługi.
Po skalkulowaniu tych wszystkich czynników McKinsey prognozuje, że do 2030 roku potencjał rynku mikromobilności wynosi:
- 200-300 mld dolarów w USA
- 100-150 mld dolarów w Europie
- 30-50 mld dolarów w Chinach
Czyli łącznie 300-500 mld dolarów. Na te szacunki mają też wpływ sharingowe stawki cenowe, mocno różniące się w zależności od regionu (np. w Chinach bardzo niskie)
Analitycy wskazują, że tak oszacowany rynek stanowiłby na koniec przyszłej dekady z grubsza jedną czwartą światowego rynku autonomicznej motoryzacji .
Warunki udanej jazdy
Prognozy takiego wzrostu nie są jednak bezwarunkowe. Jeśli mikromobilność faktycznie miałaby stać się przełomem, tworząc rynek liczony w setkach milardów dolarów, niezbędne jest jej aktywne wsparcie. Przede wszystkim ze strony miast.
Jak wskazują autorzy raportu, miasta – próbując rozwiązać własne problemy z nadmiernie zagęszczonym ruchem samochodowym – mogą sięgnąć po narzędzia, które korzystnie wpłyną na model biznesowy mikromobilności. Chodzi tu o takie działania, jak np. ograniczenia dostępu dla samochodów do niektórych rejonów miejskich (najbardziej zakorkowanych i zanieczyszczonych). A także różne zachęty do korzystania ze współdzielonej mikromobilności przy przejazdach na małe odległości.
McKinsey uważa też, że miasta mogłyby tworzyć intermodalne huby – węzły ułatwiające przesiadanie się i zmianę jednego środka transportu na drugi. W szczególności – między komunikacją publiczną a właśnie małymi urządzeniami transportu osobistego.
Część czynników warunkujących sukces mikromobilności zależy głównie od samych operatorów. Analitycy McKinsey’a wskazują, że obecnie wiele miast podchodzi z rezerwą do nowych środków transportu, bo widzi w nich narastające problemy. Przede wszystkim dotyczące bezpieczeństwa ruchu oraz chaosu, jaki powodują bezładnie porzucane na chodnikach współdzielone pojazdy. Dodajmy, że niekiedy pojawiają się także obawy związane z bezpieczeństwem akumulatorów w hulajnogach.
Niskie bariery wejścia na rynek nowych graczy też mogą grać in minus – powodując zjawiska niekorzystne dla stabilności długofalowego biznesu. W tym np. wojny cenowe i podkupywanie niskimi stawkami klientów konkurenta. Wszystko ze szkodą dla standardów i kosztem jakości usługi (a przypomnijmy, że według nieoficjalnych informacji w polskich miastach swoje usługi zamierza uruchomić w tym roku kilku kolejnych operatorów e-hulajnóg).
Pazerność jest niebezpieczna
W efekcie rozwój usług mikromobilności, promowany przez ich operatorów jako rozwiązanie licznych problemów miast, może przez same miasta być postrzegany raczej jako… problem sam w sobie.
I to właśnie, zdaniem autorów raportu, jest główną barierą na drodze do tego, by mikromobilność stała się naprawdę przełomem, kształtującym na nowo komunikację w miastach. Aby ją pokonać operatorzy muszą myśleć nie tylko o jak największych zyskach i niepohamowanej ekspansji swego biznesu, ale także zdobyć się na działania zmierzające do współpracy i współkształtowania przestrzeni miejskiej.
Tekst jest omówieniem opracowania „Micromobility’s 15,000-mile checkup„, autorstwa Kersten Heineke, Benedikta Klossa, Dariusa Scurtu i Floriana Weiga.
Tekst pochodzi z partnerskiej witryny Winwincity.pl – Inteligentne miasto