sieć blinkee.city, udostępniająca skutery i hulajnogi na minuty, zakomunikowała swoją decyzję o ponownym wypożyczaniu hulajnóg w Warszawie już w kilka godzin po tym, jak rząd ogłosił, że z powodu pandemii zostają w Polsce zamknięte miejskie systemy roweru publicznego (w przypadku stolicy – Veturilo). Wcześniej blinkee, podobnie jak wszyscy inni operatorzy, wycofało z miasta swoje hulajnogi.
W komunikacie firma podała, że od wczoraj (1 kwietnia) udostępnia w Warszawie 350 elektrycznych hulajnóg, docelowo w ciągu miesiąca na ulice ma ich wyjechać ich blisko 500 a całkowita flota będzie dążyła do 1 tys. sztuk. „Widzimy potrzebę powrotu hulajnóg do Warszawy. Wszyscy inni operatorzy wycofali się, a miejski rower został zawieszony” – uzasadniała firma w informacji prasowej.
• Czytaj też: Rząd zawiesza rowery miejskie. Dyskusyjna decyzja
Skontaktowaliśmy się z Pawłem Maliszewskim, współzałożycielem blinkee. Zapewnia on, że celem firmy nie jest bezpośrednie biznesowe wykorzystanie próżni komunikacyjnej po uziemionym Veturilo, a raczej – budowa wizerunku.
– Nie ma dużej liczby wypożyczeń, Co jest paradoksalnie dobrą prognozą
– odpowiedział nam dziś Maliszewski. – Ludzie działają zgodnie z hasłem #Zostanwdomu. Mamy za to dużo wynajmów z wolontariatu. W tych trudnych czasach epidemii nasza usługa nie ma przesłanek komercyjnych. Chcemy podkreślić, że jesteśmy po to, aby wspierać mieszkańców.
– Nie każdy ma możliwość pozostania w domu, ani nie każdy jest posiadaczem samochodu. Są osoby, które muszą pomóc innym i w bezpieczny sposób dotrzeć do pracy, aby społeczeństwo mogło funkcjonować. A transport indywidualny jest obecnie jedną z najbezpieczniejszych form przemieszczania. Dlatego nie chcemy opuszczać naszych użytkowników – tłumaczy współzałożyciel sieci.
Dla medyków i wolontariuszy
Od jutra (3 kwietnia) firma wprowadza program „Blinkee dla medyków”. Tych pracowników służby zdrowia, którzy nie mają prywatnych środków transportu, zachęca do darmowego korzystania z jej pojazdów. Dotyczy to 12 miast w Polsce, w których firma oferuje przede wszystkim elektryczne skutery. By nieodpłatnie korzystać z jednośladów trzeba przesłać w firmowej aplikacji zdjęcie dowolnego dokumentu potwierdzającego zatrudnienie w służbie zdrowia (więcej o programie na stronie blinkee.city). Wprawdzie w regulaminie jest formalnie mowa jedynie o „zniżkach” i to „w ograniczonej ilości”, ale trudno sobie wyobrazić, żeby w takiej materii spółka stosowała marketingowe triki – a publiczny komunikat brzmi jednoznacznie.
Już wcześniej firma ogłosiła także program wsparcia dla warszawskich harcerzy i wolontariuszy zarejestrowanych w aplikacji IHelpYou. W tym przypadku udostępnia za darmo pojazdy osobom, które chcą np. pomagać w zakupach czy wspierać seniorów w zabezpieczeniu podstawowych potrzeb życiowych w czasach pandemii. Spółka zapewnia, że jej jednoślady są dezynfekowane kilkakrotnie w ciągu dnia, a skutery mają na wyposażeniu jednorazowe czepki.
Gotowość do nieodpłatnego wspierania swymi hulajnogami służby zdrowia i osób będących na pierwszej linii walki z koronawriusem sygnalizowała nam wcześniej także firma hive. Nie poznaliśmy jednak szczegółów.
Nie wszyscy zwinęli żagle
Na polskim rynku mikromobilności zarysowała się wyraźna prawidłowość. O ile swoje pojazdy z ulic zabrali najwięksi operatorzy, na czele z globalnymi markami Lime i Bird, to lokalne, polskie firmy wciąż je oferują. W różnych miastach kraju nadal działają hulajnogowe Logo Sharing, Quick i Volt, swoje skutery nieprzerwanie udostępnia także Hop.City. Przyjrzymy się temu bliżej w tekście, który planujemy na jutro.
• Szerszy kontekst:
Sharing, czyli “korzystaj, zamiast posiadać”. Koronawirus wystawia tę ideę na próbę