Gdy przedsiębiorców związanych w Polsce z branżą elektrycznych hulajnóg – tych prywatnych, nie sharingowych – zapytać dziś o biznes, można obstawiać, że szybko padnie słowo „kontener”. Chodzi oczywiście o transport z Chin, gdzie produkuje się przytłaczającą większość e-hulajnóg sprzedawanych w Polsce. A ściślej – o koszty frachtu morskiego, które w ciągu ostatnich 12 miesięcy wzrosły w szokującej skali.
– Porównując listopad ’20 do listopada ’21 odnotowujemy pięciokrotny wzrost kosztów transportu – ocenia Patryk Grabeus, szef firmy Grupa GP, które oferuje w Polsce i Europie e-hulajnogi Techlife (to jej własna marka) i Vsett (brand międzynarodowy).
Marek Tokarewicz, właściciel firmy E-Ride, dużego dystrybutora e-hulajnóg w Polsce i regionie (a także sklepu Zwinne Miasto w Poznaniu) mówi o jeszcze większej zwyżce. – Rok temu za standardowy kontener 40-stopowy, w który wchodzi 150-250 hulajnóg, płaciło się w transporcie ok. 2 tys. dol. Teraz jest to ok. 18 tys. dol. Mamy więc wzrost o 800 proc. – mówi dystrybutor.
Auta drożeją, rowery też, a elektryczne hulajnogi nie
Zachowanie cen widać dookoła gołym okiem – w górę idzie niemal wszystko. Najnowsze dane o inflacji konsumenckiej w Polsce to 7,7 proc. w listopadzie, licząc rok do roku. Ceny nowych samochodów, jak podaje instytut Samar, skoczyły w ciągu ostatnich 12 miesięcy o 10 proc. Na rynku rowerów, bliższych elektrycznym hulajnogom, dzieje się podobnie.
– Wzrost cen rowerów jest widoczny od wiosny. Już w ubiegłym roku cenniki, które producenci przysyłali dystrybutorom zawierały podwyżki średnio o ok. 10 proc. – mówi Jacek Zieziulewicz z zarządu spółki Dadelo, prowadzącej duży sklep internetowy CentrumRowerowe.pl. Jak dodaje, stabilizacji bynajmniej nie widać. – Na przyszły rok producenci podnoszą ceny o kolejne 10 do 15 proc. – informuje. Efekt? – Sklepy w obliczu zmniejszonych zapasów rowerów z poprzednich lat, widząc zarazem duży popyt, przestały oferować dodatkowe profity dla klientów, niższe ceny lub dodatkowe akcesoria w cenie – mówi Zieziulewicz.
Na tym tle hulajnogi elektryczne wydają się wyjątkiem zaskakująco odpornym na rosnące ceny – W handlu detalicznym od początku roku nie zdrożały w zasadzie w ogóle.
A uwzględniając ostatnie promocje i sezonowe wyprzedaże, można powiedzieć, że nawet… nieco staniały. Mówimy tu o pojazdach z tzw. polskiej dystrybucji, sprzedawanych w kraju, z polską gwarancją serwisową – nie o sprowadzanych indywidualnie poprzez chińskie serwisy handlowe.
Żeby potwierdzić tę obserwację i zapytać o przyczyny zjawiska, weszliśmy w kontakt z kilkoma firmami liczącymi się w tej branży w Polsce. Interesowało nas także czy jest to sytuacja trwała, czy też wkrótce ceny zaczną rosnąć – a jeśli tak, to jak bardzo?
Koszty? „Produkujemy coraz drożej”…
Wenyu Liu, przedstawiciel firmy Joyor, która wiosną tego roku z rozmachem wprowadziła swoje e-hulajnogi na polski rynek, potwierdza, że ceny stoją. – Uważnie śledzimy ceniki innych producentów i faktycznie widzimy, że większość z nas kieruje się tą samą polityką cenową – odpowiedział na nasze pytanie.
– Zgadza się, obecnie ceny hulajnóg elektrycznych są stabilne – mówi także Tomasz Łabno, założyciel i prezes wrocławskiej spółki Frelin, która jest właścicielem sieci sklepów Electofun oferującej e-pojazdy, a także popularnej marki e-hulajnóg Frugal. – Mieliśmy pojedyncze przypadki podnoszenia cen sprzedaży w drugim kwartale i utrzymania ich do dziś, ale mamy też modele, gdzie marża spadła do granic opłacalności. Bo z kolei nasze koszty w tym czasie mocno wzrosły – dodaje.
Wzrost kosztów produkcji wiąże się także z coraz głośniejszymi ostatnio problemami z tzw. łańcuchami dostaw z Chin i niedoborami niektórych podzespołów. Przykład: ceny akumulatorów, stanowiących jeden z kluczowych elementów każdej elektrycznej hulajnogi.
– Dostępność ogniw jest obecnie mocno ograniczona, zwłaszcza tych najlepszych marek, jak LG czy Samsung. Litowo-jonowe ogniwa stosuje się obecnie w ogromnej gamie produktów, choćby w elektronarzędziach, dronach, rowerach czy samochodach. Popyt na świecie jest tak duży, że fabryki po prostu nie nadążają z produkcją – mówi Patryk Grabeus.
– Kupujemy czy też produkujemy nawet do 20 proc. drożej niż przed pandemią. To wpływ droższego transportu z Chin, wyższych kosztów wielu komponentów i innych czynników
– potwierdza Tomasz Łabno.
…ale „rynek nie puszcza cen”. Dlaczego?
Obserwujemy zatem inflację, mamy droższą produkcję, coraz większe koszty transportu i inne czynniki, które powinny windować ceny e-hulajnóg. Czemu więc te stoją w miejscu?
– Jest to pewna zagadka… – mówi Patryk Grabeus z Grupy GP. – Na każdym rynku ceny rosną, a w naszej branży rynek nie chce ich puścić, mimo, że rentowność firm spada. Oczywiście najważniejsza odpowiedź jest jedna: konkurencja. Nie można podnieść cen w sytuacji, gdy konkurenci utrzymują swoje na bardzo niskim poziomie – mówi Grabeus.
W tej diagnozie również przedsiębiorcy są zgodni, a z ich wypowiedzi rysuje się obraz dość krwawej wojny o klienta. – Obserwujemy agresywne działania marketingowe, ostrą konkurencję, walkę o udział w rynku – wylicza Tomasz Łabno.
Jeśli chodzi o mechanizmy stojące za tą sytuacją, odpowiedzi naszych rozmówców wchodzą już nieco bardziej w sferę dywagacji.
Patryk Grabeus przypuszcza, że wiele firm może mieć niewyprzedany towar w magazynach jeszcze z poprzednich okresów. – W sytuacji gdy rotacja towaru jest mniejsza niż zakładano, a własne zobowiązania trzeba spłacać, najprostszą drogą utrzymania się na powierzchni jest przyspieszanie zbytu dzięki niskim cenom – mówi przedsiębiorca.
– Bazując na wieloletnim doświadczenia właścicieli firmy, zaopatrzyliśmy się w odpowiednią ilość produktów. Myślę, że wielu czołowych producentów zachowało się podobnie. Jeśli umowy zawieramy z wyprzedzeniem i z odpowiednimi zabezpieczeniami, możemy zapobiec nagłemu wzrostowi cen – dodaje Wenyu Liu.
Przedstawiciel Joyora zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt: rosnący popyt. Wydawałoby się, że powinien on raczej napędzać ceny. Zarazem jednak większa sprzedaż umożliwia firmom osiąganie tzw. korzyści skali. W pewnym uproszczeniu: rosnące obroty rekompensują przedsiębiorcom spadek marży na pojedynczym urządzeniu. – Z każdym rokiem zauważalnie zwiększa się ilość promocji sezonowych, co prowadzi do zwiększenia popytu. A większy popyt pozwala utrzymać stabilność cen, mimo wzrostu cen produkcji – mówi Wenyu Liu.
Marek Tokarewicz z E-Ride uważa, że znaczenie może mieć też nowe polskie rozporządzenie o warunkach technicznych. Chodzi o wymogi, które musi spełniać sprzęt, jeśli ma być na drogach publicznych traktowany jak elektryczna hulajnoga. Jednym z warunków jest tam limit masy własnej pojazdu, określony przez rząd na 30 kg. – Część sprzedawców obawia się tego rozporządzenia, wolą na wszelki wypadek wyprzedać sprzęt, który ewidentnie nie spełnia warunków i obserwować, co będzie dalej – mówi Tokarewicz.
A wreszcie, co wskazuje Tomasz Łabno, znaczenie ma również kwestia sezonowości i pory roku. W innych branżach największe wzrosty cen przypadły na drugą część roku, a naszym klimacie jesienne miesiące jeździe na jednośladach nie sprzyjają. – Trzeci i czwarty kwartał nie są dobrym okresem na zmiany cen, szczególnie, że pod koniec roku popularyzuje się obecnie wyprzedaże – mówi szef Electofun.
Jak firmy sobie radzą? „Mamy poduszkę finansową”
To wszystko prowadzi do kolejnego pytania. Jak, patrząc w nieco dłuższej perspektywie, branża poradzi sobie z sytuacją, w której coraz trudniej o zysk. Rozmawialiśmy z dużymi graczami, więc w tym przypadku ich oceny mogą nie oddawać pełnego przekroju rynku, ale powtarza się jeden wniosek: duzi liczą na swoją skalę działania. Trochę jak w popularnym powiedzeniu, że „zanim gruby schudnie, to chudego diabli wezmą”.
– Electofun dynamicznie się rozwija, kończąc rok z sześcioma własnymi salonami w największych miastach Polski. Dzięki czemu możemy pozwolić sobie na spadek marży, a zyskać na dużo większej skali sprzedaży. Poza tym nasi dostawcy również widzą sytuację i obecnie chętniej dzielą się swoją marżą – mówi Tomasz Łabno.
Firma Joyor deklaruje, że komfort dają jej odpowiednie stany magazynowe, zbudowane jeszcze w warunkach, gdy wszystko było tańsze – W naszym przypadku wzrost kosztów transportu nie miał znaczenia, ponieważ towar znajduje się w naszym magazynie w Polsce i nie musieliśmy go importować. Niektóre egzemplarze były dostarczane w ciągu roku, ale obowiązywały dla nich „stare” stawki zakupowe i transportowe – mówi Wenyu Liu z Joyora.
– Jesteśmy od dawna na rynku, działamy na dużą skalę, więc mamy pewną poduszkę finansową. My damy radę. Ale mniejszym podmiotom może być trudno – mówi Patryk Grabeus z Grupy GP.
Co dalej? „Hulajnogi już nigdy nie będą tak tanie”
I wreszcie kwestia najciekawsza dla konsumentów: co dalej? Czy firmy będą wykrwawiać się w pełzającej wojnie cenowej, czy jednak ceny pójdą w górę? Wygląda na to, że obie odpowiedzi mogą w być w pewnym stopniu prawdziwe, choć co do tego, że elektryczne hulajnogi w sprzedaży detalicznej w Polsce podrożeją, nikt z naszych rozmówców nie ma wątpliwości. Niewiadomą jest jedynie, jak duży to będzie wzrost. Przykładowo w przypadku samochodów analitycy prognozują, że wzrost cen w 2022 r. może sięgnąć nawet 25 proc.
Najbardziej oględnie wypowiada się Wenyu Liu z Joyora: – Początek roku nie przyniesie dużych zmian, ponieważ już teraz firmy zaopatrują się w produkty na nowy sezon. Oczywiście o cenie ostatecznej decyduje wiele czynników, na które nie mamy wpływu, m.in wzrost kosztów produkcji wyrobów z metali, z gumy czy z tworzyw sztucznych. Niestety, nie możemy więc na 100 proc. zagwarantować klientom, że ceny się nie zmienią – uprzedza.
Tomasz Łabno (Electofun, Frugal) przewiduje wzrost cen w sprzedaży detalicznej, nie sądzi jednak, by był on dramatyczny. – Ceny muszą zacząć odzwierciedlać aktualne realia kosztowe i powinny pójść do góry. Nie zakładałbym jednak wielkich zmian, prawdopodobnie mówimy o skali 5-10 proc. – prognozuje szef Electofun.
– My być może podwyższymy ceny o ok. 10 proc. – mówi również Tomasz Kosmalski (Shift Seven).
Patryk Grabeus (Grupa GP, marki Techlife i Vsett) uważa, że wiosną 2022 r. elektryczne hulajnogi zaczną drożeć w większym stopniu. – Ceny wzrosną o ok. 10-20 proc. – przewiduje.
Podobną skalę wzrostu prognozuje Marek Tokarewicz (firma dystrybucyjna E-Ride i sklep Zwinne Miasto). – Oceniam, że w przyszłym roku ceny e-hulajnóg odbiją w Polsce o 15-20 proc. A patrząc bardziej długofalowo, presja na wzrost cen będzie się wiązała z jeszcze jednym czynnikiem: naciskami na podwyższanie jakości sprzętu, z czym dziś, jak wiadomo, bywa różnie. Wzrost kontroli jakości w produkcji będzie zarazem oznaczał, że ta produkcja będzie coraz droższa – mówi Tokarewicz. – Hulajnogi elektryczne już nigdy nie będą tak tanie, jak teraz.
Czy jednak rzeczywiście są tanie? Patryk Grabeus nie ma co do tego wątpliwości. – Jak na tak złożone urządzenia, są obecnie tanie i nikt w branży nie ma wątpliwości, że powinny być droższe. Klienci także zaakceptowaliby nieco wyższe ceny, popatrzmy choćby na rynek rowerów elektrycznych w których producenci systematycznie podnoszą ceny katalogowe i już zapowiadają kolejne podwyżki. Klient nie jest w tym przypadku barierą, jest nią konkurencja – mówi Grabeus. – To taki etap w rozwoju rynku.
[Tekst edytowany – dodaliśmy zdjęcie salonu Electofun oraz komentarz firmy Shift Seven]