To już jest koniec, możemy iść – śpiewał przed laty Kuba Sienkiewicz ze swoim zespołem Elektryczne Gitary. Piosenka ta przypomina się dziś, gdy czytamy list prezesa Triggo Wojciecha Apela, który giełdowa spółka opublikowała w styczniu tego roku.
W styczniu – czyli zaledwie 12 miesięcy po bardzo mocno nagłośnionym w mediach pokazie polskiego mikrosamochodu Triggo na targach CES w Las Vegas. I niecałe dwa lata po publicznej emisji akcji, które inwestorzy kupowali po 138 zł, a które dziś kosztują na giełdzie New Connect 3,80 zł.
Pod koniec 2022 roku Spółka wypowiedziała umowy o pracę prawie całemu zespołowi i wkrótce najprawdopodobniej nie będzie zatrudniała już inżynierów (…)
W chwili obecnej Spółka dalej nie ma przychodu (…)
Spółka nie podjęła formalnej uchwały o zawieszeniu działalności. Jednak (…) moje działania się do tego sprowadzają (…)
Realizuję zapowiadany wcześniej tzw. “wariant pudełkowy” – ograniczenie działalności do minimum, zabezpieczenie wartości i szukanie kapitału bez dużych, stałych kosztów ponoszonych co miesiąc
– to fragmenty tego dokumentu (całość można przeczytać na stronie firmy).
Rewolucyjne Triggo, którego nie będzie
Streszczając przekaz z listu w bardzo dużym skrócie: elektryczny pojazd o zmiennej geometrii zawieszenia, typowany na rewolucyjną polską innowację w światowej motoryzacji (media pisały nawet o „polskiej Tesli”) nad Wisłą nie powstanie. Nie będzie homologacji, nie będzie produkcji.
Nie będzie zawojowania świata przez futurystyczne samochody z biało-czerwoną szachownicą w logo, które przeciskają się w miejskich korkach zmniejszając podczas jazdy rozstaw kół i redukując swoją szerokość do szerokości motocykla (86 cm)- by potem ponownie się „rozszerzyć” i móc rozpędzić nawet do 90 km/h – co można było obejrzeć na filmach z prototypami pojazdu. Jeśli nawet to zobaczymy w życiu, to już raczej pod innym brandem i w wykonaniu innej firmy.
A mówiąc w jeszcze większym skrócie: wygląda na to, że wyszło jak zawsze.
Triggo to już tylko patenty
Ponieważ uważamy, że naszą wartością jest unikalne IP (koncepcja pojazdu, jej ochrona patentowa, oraz projekty i prototypy potwierdzające tę koncepcje) – nasz wysiłek koncentruje się na uchronieniu tej wartości – czyli de facto na uchronieniu Spółki przed bankructwem i wkroczeniem syndyka lub komornika
– pisze w liście Wojciech Apel. Triggo podaje, że patenty te obowiązują co najmniej do 2030 roku.
Spółka z Łomianek wchodzi więc w swego rodzaju stan hibernacji, w którym – już jako wydmuszka – skupi się, cytujemy, na zabezpieczeniu i zachowaniu integralności najważniejszego aktywa, tj. patentów. Jak to rozumieć? Najpewniej tak, że zarząd ma nadzieję znaleźć partnerów / nabywców, którzy tę własność intelektualną kupią i wykorzystają w swoich pojazdach.
Rok będzie stał pod znakiem szukania partnerów, którzy uwierzą tak jak my w projekt – i będą go z nami rozwijać. Przypuszczamy, że nie znajdziemy ich w Polsce – będziemy więc poszukiwać ich za granicami kraju.
– czytamy w liście prezesa Triggo.
Zapowiedzi bez pokrycia
Sprzedając własność intelektualną udałoby się chociaż część wartości spółki „odzyskać” dla inwestorów. A zwłaszcza drobni inwestorzy z giełdy mogą się słusznie dziwić dlaczego jeszcze późną wiosną zeszłego roku ówczesny prezes i twórca Triggo Rafał Budweil publicznie mówił, że prace idą zgodnie z planem i wkrótce czterokołowiec uzyska homologację, warunkującą dopuszczenie pojazdu do normalnego użytku na drogach. W czerwcu 2022 roku Triggo uczestniczyło w konkursie w Amsterdamie na międzynarodowej imprezie Micromobility Europe- i był to marketingowy łabędzi śpiew firmy.
Jak się potem okazało, było już wtedy jasne, że na szybkie zdobycie homologacji – a w efekcie na otwarcie drogi do uzyskiwania przychodów – nie ma nadziei. Pojazd w wersji czterokołowej był po prostu zbyt ciężki, jak na kategorię L7-e-CP, w której miał być homologowany. Przez pewien czas była jeszcze nadzieja na uzyskanie homologacji dla Triggo przebudowanego do wersji trzykołowej. „Mimo, że prototyp trójkołowca (kategoria L5) mamy praktycznie gotowy, homologowanie go odkładamy na przyszłość” – pisze teraz Wojciech Apel.
Kilkadziesiąt milionów złotych i…
Czytelników zainteresowanych szerszą historią polskiego czterkołowca, który zmienia rozstaw kół (i który przede wszystkim mierzył w epokę samochodów autonomicznych) odsyłamy do naszych tekstów z połowy ubiegłego roku. Serwis SmartRide.pl jako pierwsze medium zauważył wówczas, że historia ta w życiu coraz bardziej rozjeżdża się z legendą, w którą przez wiele lat wierzono.
A osobom bardziej sentymentalnym polecamy galerię screenów z mediów. „Przeżyjmy to jeszcze raz”. Cofamy się w przeszłość od 2018 do 2022 roku.
Ile to wszystko kosztowało? Dokładnie nie wiemy, znane są jednak główne zastrzyki finansowe dla Triggo. Z prezentacji inwestorskiej z kwietnia 2001 roku wynikało, że środki wyłożone przez prywatnych inwestorów we wczesnych rundach finansowania to ok. 11 mln zł. Granty Narodowego Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR) – blisko 18 mln zł. Z giełdy w 2021 roku Triggo pozyskało 6,3 mln zł. Zeszłoroczna ratunkowa emisja akcji (po 1 zł za sztukę) przyniosła 1,7 mln zł. Gdy to zsumować, zbliżamy się do 37 mln zł. Bardzo możliwe, że nie wszystko uwzględniliśmy.
Jako Zarząd dalej dokładam starań, aby (…) finansowanie kapitałowe pozyskać. Piłka jest w grze, a ja nie opuściłem boiska. (…) Liczę na to, że zabezpieczona dokumentacja, oraz jeżdżące prototypy przekonają inwestorów do rozwijania pojazdu, który nie stoi w korkach i daje się łatwo zaparkować w centrach zatłoczonych miast.
– zapewnia prezes Wojciech Apel. Tydzień po opublikowaniu jego listu ze stanowiska zrezygnowała ze skutkiem natychmiastowym przewodnicząca rady nadzorczej spółki. I to na razie tyle.