Polska służba celna we współpracy z europejskim urzędem OLAF ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych ( przechwyciły w Polsce nielegalny import 20 tys. rowerów elektrycznych. O swojej akcji OLAF oraz Krajowa Administracja Skarbowa (KAS) poinformowały na początku lutego.
Jak wynika z komunikatów tych organów, funkcjonariusze Służby Celno-Skarbowej z lubuskiej KAS przeszukali cztery magazyny w Słubicach i w Świecku, przy zachodniej granicy Polski. Udział w akcji wzięło 35 funkcjonariuszy. Efekt: zabezpieczono 20 tys. rowerów elektrycznych wyprodukowanych na Dalekim Wschodzie.
W swojej informacji KAS podaje, że jednoślady trafiły na europejski obszar celny nielegalnie, bez opłacenia cła i podatku. Następnie rowery elektryczne były sprzedawane na różnych internetowych platformach zakupowych i wysyłane bezpośrednio z polskich magazynów logistycznych do klientów. Gdyby trafiły do sprzedaży, szacowane straty budżetu państwa wyniosłyby ponad 46 mln zł.
Chiński e-bike bez cła i bez VAT
Nieco więcej szczegółów zawiera międzynarodowy komunikat OLAF. Czytamy w nim, że pochodzący z Chin towar przez kilka miesięcy tropili śledczy tego urzędu, a Polska i inne państwa członkowskie wspierały dochodzenie. Śledztwo ujawniło szlak handlowy z Chin do magazynów e-commerce’owych w Polsce, prowadzący przez kilka przejść granicznych na zewnętrznych granicach Unii. Z polskich magazynów rowery elektryczne były następnie sprzedawane klientom w UE za pośrednictwem platform internetowych, obsługiwanych przez handlowców spoza Europy.
„Rowery elektryczne z Chin podlegają unijnym środkom ochrony handlu, które mają chronić europejskich producentów przed nieuczciwą konkurencją. Przy imporcie do UE obowiązują cła antydumpingowe i wyrównawcze w wysokości 87,3 proc. wartości rowerów elektrycznych” – czytamy w komunikacie OLAF.
[ciąg dalszy artykułu pod wideo]
⇒ OBEJRZYJ LUB PRZECZYTAJ: Jaki rower elektryczny jest „legalny” na drogach publicznych w Polsce?
Unijny urząd i polska służba celna ustaliły, że rowery sprowadzono do UE z nadużyciem procedur, które pod pewnymi warunkami pozwalają na zawieszenie ceł importowych i VAT-u (tzw. procedura celna 42, która odracza zapłatę podatku VAT w momencie przywozu do UE, bo obowiązek podatkowy powstaje dopiero w państwie, do którego finalnie ma trafić towar do sprzedaży). Zamiast w miejscach docelowych, wskazanych w deklaracjach celnych, rowery lądowały jednak magazynach w Polsce.
Towar miał fałszywe dokumenty importowe, w których rowery elektryczne uznawano za inne produkty, niepodlegające cłom importowym. Aby zaś ostatecznie uniknąć zapłaty podatku VAT, stosowano metodę określaną jako „znikający handlowiec” lub „znikający podatnik”, typową dla tzw. karuzeli VAT-owskich (firma-słup sprzedaje towar z naliczonym podatkiem, nie odprowadza go jednak, likwiduje działalność i znika z rynku. Dla zainteresowanych więcej tutaj).
Wstępne ustalenia są takie, że rowery sprowadzono do Unii Europejskiej z pominięciem co najmniej 8 mln euro ceł antydumpingowych i 4 mln euro podatku VAT.
– Osoby stojące za tym procederem miały uniknąć zapłacenia milionów euro ceł i podatku VAT. Ich celem była sprzedaż rowerów elektrycznych klientom w UE na platformach internetowych, z wysokimi zyskami i prawdopodobnie po bardzo konkurencyjnych cenach – które jest łatwo zaoferować, jeśli unika się płacenia podatków. Kto by poniósł koszty? Europejscy podatnicy i europejscy pracownicy. Nieuczciwa konkurencja wystawia na ryzyko ich miejsca pracy – komentuje Ville Itälä, dyrektor generalny OLAF.
Jak jedna czwarta polskiego rynku elektrycznych rowerów
Wydarzenie przeszło na razie bez większego echa, co może dziwić, bo skala sprawy wydaje się naprawdę duża. I chodzi tu nawet nie tyle o temat uszczuplania dochodów budżetu państwa, co o wpływ nielegalnego importu na rynek rowerowy.
Branżowa organizacja Polskie Stowarzyszenie Rowerowe (PSR) szacuje, że w 2022 roku w Polsce sprzedało się ok. 70 tys. rowerów elektrycznych. Uwzględniając różnego typu sprzedaż nierejestrowaną i tzw. import indywidualny – może to być więcej, spotkaliśmy się nawet z liczbami rzędu 200 tys. sztuk. Gdyby jednak trzymać się szacunków PSR, to zatrzymane 20 tys. e-bike’ów odpowiada około jednej czwartej całej legalnej rocznej sprzedaży tego typu pojazdów w Polsce. Zestawiamy to oczywiście dla zobrazowania skali, bo zarekwirowane jednoślady miały iść do klientów także w innych krajach.
[ciąg dalszy artykułu pod wideo]
⇒ OBEJRZYJ LUB PRZECZYTAJ: Dopłaty, dotacje, dofinansowanie do roweru elektrycznego – jak je dostać w Polsce i jakie są zasady?
Można też próbować oszacować wartość zatrzymanego towaru – oczywiście, nie znając marek i modeli, w bardzo dużym przybliżeniu. Na platformach e-commerce’owych chińskie rowery elektryczne kosztują w Polsce zwykle 3,5 tys. – 6 tys. zł. Gdyby przyjąć średnią wartość zabezpieczonych jednośladów np. na 5 tys. zł, to zarekwirowany sprzęt wart był około 100 mln zł – i zapewne jest to ten właśnie rząd wielkości.
Kto stoi za wyśledzonym procederem? Jakich marek rowery elektryczne skonfiskowano?Tego żaden z zaangażowanych organów nie ujawnił. Może w przyszłości dowiemy się więcej.
Tajemnica tanich e-bike’ów. „Rowery elektryczne, mówiąc wprost, z przemytu”
News o akcji celnej w magazynach w Świecku i Słubicach rzuca oczywiste światło na temat cen e-bike’ów na rynku w Polsce.
Stacjonarne salony sprzedaży oraz internetowe sklepy krajowych dystrybutorów lub producentów konkurują z ofertą międzynarodowych serwisów handlowych – gdzie sprzęt bywa oferowany nie tylko z bardzo atrakcyjną ceną, ale i dodatkową informacją, że „towar jest wysyłany z magazynu w Polsce”. Ten ostatni punt bywa bardzo istotny dla decyzji klientów o zakupie, bo nie tylko skraca czas dostawy do dwóch-trzech dni, ale buduje także wizerunek sprzedawcy, jako wiarygodnego przedsiębiorcy. Niekiedy słusznie – są oczywiście chińskie marki, prowadzące rzetelny biznes, nawet ze sprzedażą stacjonarną i usługami gwarancyjno-serwisowymi. Ale, jak widać, bywa też zupełnie inaczej.
– Nielegalny import, a mówiąc wprost – przemyt, rowerów elektrycznych stanowi poważny problem i zagrożenie dla naszego rodzimego i europejskiego rynku sprzedaży. Taki proceder powoduje ogromny chaos cenowy, bo powiedzmy to jasno: pomijane są cła zwykłe, cła antydumpingowe, wszelkiego rodzaju podatki dochodowe oraz VAT. To wpływa na różnicę cen nawet do kilkudziesięciu procent na niekorzyść legalnie wprowadzanych na rynek produktów
– mówi Tomasz Przygucki, założyciel i szef łódzkiej firmy TrybEco, oferującej m.in. rowery elektryczne pod swoją marką, którego poprosiliśmy o komentarz.
Jak argumentuje nasz rozmówca, polski przedsiębiorca, działający legalnie, musi doliczyć ponad 100 proc. do ceny zakupu, nie licząc późniejszych kosztów własnych, utrzymania serwisu, transportu etc. Do tego dochodzi marża dla ewentualnych pośredników i sklepów, a na koniec dla siebie, aby na produkcie zacząć zarabiać.
– Nas, czyli legalnych producentów, dostawców i dystrybutorów, obowiązują przepisy zapewniające ochronę konsumentom oraz restrykcyjne normy bezpieczeństwa, techniczne czy właściwego oznakowania. Rowery wprowadzane nielegalnie na rynek nie są objęte żadną ochroną serwisową czy gwarancyjną, co przy chęci skorzystania z gwarancji przez nieświadomych użytkowników powoduje frustrację i negatywnie wpływa na postrzeganie całej branży elektromobilnej – dodaje Tomasz Przygucki.
Zdjęcie otwarciowe: Krajowa Administracja Skarbowa
⇒ Chcesz wesprzeć naszą pracę? Nie zbieramy na Patronite, nie prosimy o kawę, ale zasubskrybuj nasz kanał na YT i zaobserwuj stronę na FB. Dziękujemy!