W ubiegłym tygodniu użytkowników elektrycznych hulajnóg w polskich mediach społecznościowych zelektryzowała (nomen omen) rolka z Hiszpanii, pokazująca, jak funkcjonariusze na ulicy miasta wyłapują ludzi jadących na e-hulajnogach i zabierają sprzęt do kontroli na specjalnie dla tych pojazdów przygotowaną stację diagnostyczną – tzw. dynamometr lub hamownię, która określa maksymalną prędkość i moc pojazdu. I w ten sposób sprawdzają zgodność parametrów hulajnogi z przepisami.
Podobne obrazki można było już wcześniej spotkać w Niemczech czy w Holandii, przede wszystkim w odniesieniu do e-bike’ów. Ale hiszpańska łapanka wyglądała szczególnie sugestywnie – kilka scenek możecie obejrzeć na naszym shorcie na YouTube. Dlaczego te obrazki wzbudziły zainteresowanie w Polsce – łatwo się domyślić.
⇒ MOŻE CIĘ ZAINTERESOWAĆ:
Co właściwie się działo w Hiszpanii – a konkretnie w Walencji, trzecim co do wielkości mieście tego kraju, z ponad 800 tys. mieszkańców? I gdyby do podobnych scen miało kiedyś dojść w Polsce, to co właściwie mogłaby u nas kontrolować policja lub straż miejska?
Kontrola e-hulajnóg to raczej pokazówka. Na razie
Przede wszystkim – na razie akcja wygląda przede wszystkim na demonstrację siły, którą pochwaliła się Policía Local Valencia (PLV), czyli służba stanowiąca odpowiednik polskich straży miejskich.
Od dziś Walencia posiada nowy sprzęt pomiarowy, za pomocą którego zamierzamy usunąć z obiegu nielegalne hulajnogi elektryczne, które krążą po naszym mieście. Jest to homologowany i certyfikowany przenośny miernik, który sporządza sprawozdanie techniczne dotyczące prędkości i mocy, jaką osiąga pojazd. Co do zasady, w przypadku hulajnogi elektrycznej nie mogą one przekroczyć 25 km/h oraz 1000 W mocy
– czytamy we wpisie PLV na Facebooku.
Akcja została nagłośniona, towarzyszyło jej spore zainteresowanie mediów. Według jednego z artykułów, e-hulajnogowy dynamometr to rezultat dziewięciu miesięcy współpracy Policía Local Valencia z Politechniką w Walencji i jedną z firm inżynierskich.
Pierwszy taki „postrach e-hulajnóg”. 500 euro
Cytowany w artykule radny Jessy Carbonell ocenia, że „nielegalne” sprzęty to około 5 proc. wszystkich e-hulajnóg jeżdżących w tym mieście. Sankcja za ich używanie, według tego samego źródła, to 500 euro i zatrzymanie pojazdu.
Zarówno Carbonell, jak i komisarz Wydziału Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego LPV Paulino Parrilla podkreślają, że najważniejsze jest tu stworzenie przenośnego urządzenia, które może być używane w dowolnym miejscu w mieście i które – jak twierdzą – wydaje po kontroli raport o wartości dowodu na potrzeby postępowania policyjnego czy prawno-administracyjnego.
Według ich słów jest to pionierski aparat tego typu w Hiszpanii. Na tym etapie hipotetyczny użytkownik „nielegalnej” e-hulajnogi w tym kraju nie musi się więc raczej obawiać zmasowanych łapanek. Sytuacja może się jednak zmienić, gdyby dynamometr z Walencji zaczął być zamawiany seryjnie przez służby w innych miastach. Jakie są koszty produkcji takiego aparatu – nie wiadomo. Zapewne jednak nie są one zaporowe, a wysokie kary mogłyby je szybko pokryć.
Obowiązkowa certyfikacja e-hulajnóg w Hiszpanii
Tu trzeba dodać, że opisana kontrola elektrycznych hulajnóg opiera się na nowych przepisach sprzętowych regulujących mikromobilność, które Hiszpania wprowadziła 22 stycznia 2024 roku.
Obok wymogów dotyczących maksymalnej osiąganej prędkości czy wyposażenia pojazdu, jedną z najważniejszych nowości jest dopuszczenie do sprzedaży i ruchu tylko elektrycznych hulajnóg z listy modeli certyfikowanych, prowadzonej przez hiszpański rządowy urząd Dirección General de Tráfico (DGT).
Na liście certyfikacyjnej, aktualnej na 2 sierpnia 2024 roku, naliczyliśmy 195 modeli elektrycznych hulajnóg od 47 marek. W tym mieszczą się także liczne hulajnogi operatorów sharingowych. Podobne rozwiązanie z listą dopuszczonych sprzętów jest np. w Niemczech.
⇒ PRZECZYTAJ TEŻ: Elektryczne hulajnogi tylko z certyfikatem – Hiszpania wprowadziła nowe przepisy sprzętowe regulujące mikromobilność
Więcej na ten temat pisaliśmy w tekście podlinkowanym wyżej. Ówczesne komunikaty DGT milczały na temat limitu mocy silnika i masy własnej, te parametry zostały jednak określone w załącznikach technicznych – i rzeczywiście w przypadku osobistych pojazdów elektrycznych ograniczenie to w Hiszpanii wynosi:
- do 1000 W w przypadku sprzętu bez układu samobalansującego
- oraz do 2500 W dla urządzeń samobalansujących (np. elektrycznych monocykli).
Dozwolona masa urządzenia w obu przypadkach to do 50 kg.
W Polsce przepisy są inne. Trochę ciaśniej, trochę luźniej
Gdyby kiedyś policyjne kontrole sprzętu wyobrazić sobie w Polsce – to czego mogłyby one dotyczyć? Przede wszystkim dwóch rzeczy: prędkości maksymalnej, jaką hulajnoga może osiągnąć oraz jej masy własnej. Oba te parametry w polskim prawie określone są bardziej restrykcyjnie niż w Hiszpanii – w przypadku hulajnogi elektrycznej przepisy mówią, że:
- Konstrukcja ogranicza rozwijanie prędkości przekraczającej 20 km/h
- Masa własna nie może przekroczyć 30 kg
W odróżnieniu od Hiszpanii nie ma natomiast w Polsce limitu mocy silnika elektrycznej hulajnogi. Nie obowiązuje też żaden rejestr modeli dopuszczonych do sprzedaży. W tych punktach nasze rozwiązania są znacznie bardziej liberalne.
Hiszpania jest daleko, ale zaniepokojenie niektórych polskich użytkowników obrazkami bezwzględnej egzekucji przepisów sprzętowych nie dziwi – dla każdego obserwatora tej dziedziny jest jasne, że duża część elektrycznych hulajnóg na naszych drogach to sprzęt wykraczający poza ograniczenia przepisów. Rzadziej jeśli chodzi o masę własną, znacznie częściej w przypadku możliwej do rozwinięcia prędkości. Bardzo rygorystyczny limit 20 km/h powoduje, że e-hulajnoga traci dużo ze swojej atrakcyjności i użyteczności, co skłania do zdejmowania blokad.
Jak tego typu egzekucja przepisów mogłaby wpłynąć na rozwój rynku elektrycznych hulajnóg? Na pewno by mu nie pomogła, ale to już osobny temat, związany także z hasłem urealnienia tychże przepisów.
⇒ ZACHĘCAMY! Filmowy konkurs kreatywny Śmigaj Bezpiecznie. Dla każdego w social mediach. Bardzo atrakcyjne nagrody!
Na razie służby w Polsce nie przejawiają inklinacji do łapanek technicznych, przy czym gdyby ją przejawiły, to jako pierwsze sito w przypadku e-hulajnóg wystarczyłaby zapewne zwykła, odpowiednio certyfikowana waga – bez konieczności inwestowania w specjalne mobilne stacje diagnostyczne. Dynamometry byłyby zapewne niezbędne przede wszystkim do wyłuskiwania nieprzepisowych e-bike’ów, które mają inne ograniczenia i które (zwłaszcza dosiadane przez kurierów food delivery) wydają się na ulicach znacznie liczniejsze i w związku z tym bardziej niebezpieczne – czysto statystycznie.
⇒ Chcesz wesprzeć naszą pracę? Nie zbieramy na Patronite ani nie prosimy o kawę, ale możesz:
- zasubskrybować nasz kanał na YouTube
- oraz zaobserwować stronę na Facebooku. Dziękujemy!