Do arsenału jednostek policji w całej Holandii trafiło 247 nowych dynamometrów, inaczej hamowni rolkowych, które posłużą do kontroli legalności e-bike’ów i innych osobistych pojazdów elektrycznych. Uzupełnią one lub zastąpią dotychczasowe, wysłużone urządzenia, które, jak pisze holenderska policja, mają już często ponad 15 lat.

Nadszedł czas na coś nowego. W ostatnich latach gwałtownie wzrosła liczba wypadków z poważnymi obrażeniami rowerzystów. W roku 2022 zanotowano nawet smutny rekord: najwyższą w historii liczbę śmiertelnych wypadków rowerowych. Liczby te mniej więcej dotrzymują kroku rozwojowi rowerów elektrycznych i innych pojazdów dwukołowych napędzanych elektrycznie, takich jak fat bike i speed pedelec – czytamy w policyjnym komunikacie sprzed kilku dni.

Policjant, rower i hamownia

Jak wynika z tej informacji, nowe dynamometry mają dwa ustawienia – dla motorowerów (skuterów, inaczej mopedów) i dla różnych postaci roweru elektrycznego. W pierwszym przypadku sprawdzana jest maksymalna prędkość osiągana przez pojazd. W drugim policja ocenia przede wszystkim poziom prędkości, przy którym ustaje elektryczne wspomaganie pedałowania.

Holandia: dynamometr do kontroli rowerów elektrycznych
247 takich urządzeń do kontroli pojazdów elektrycznych trafiło na wyposażenie holenderskiej policji w całym kraju. Foto: Politie.nl

Pojazdy mocowane są do dynamometru za pomocą pasów napinających i uchwytów, zaprojektowanych tak, by nie uszkodziły i nie porysowały sprzętu. Wtedy na rower wsiada policjant i wykonuje test. W przypadku rowerów i fat-bike’ów silnik powinien zaprzestać dodawania mocy przy prędkości 25 km/h. W przypadku tzw. szybkich pedeleków (speed pedelec, kategoria bardzo mało popularna w Polsce, ale częstsza w Holandii) prędkością graniczną jest 45 km/h.

O tym, na czym polega kwestia legalności roweru elektrycznego na drogach publicznych w Polsce, piszemy (i mówimy w filmie) w materiale poniżej. Podkreślmy: mowa o drogach publicznych, a nie np. jeździe w terenie. W całej UE, pomijając detale, rzeczy te uregulowane są w podobny sposób. [dalszy ciąg artykułu pod wideo]

⇒ OBEJRZYJ LUB PRZECZYTAJ: Jaki rower elektryczny jest „legalny” w Polsce?

Grube rowery na cenzurowanym

Z komunikatu można wywnioskować, że solą w oku holenderskich organów stają się przede wszystkim elektryczne sprzęty typu fat-bike, czyli charakterystyczne rowery na grubym ogumieniu. Mogą to być większe lub mniejsze pojazdy (nawet składaki), którym potężne opony nadają stabilność i amortyzację, a dzięki elektrycznemu wspomaganiu przestają być obciążeniem podczas jazdy. Cechą wspólną fat-bike’ów, niezależnie od ich rozmiarów, jest też mocniejsza, cięższa konstrukcja.

Są sprzedawane jako rowery ze wspomaganiem pedałowania, ale w przypadku wielu fat-bike’ów wspomaganie działa w dalszym ciągu po przekroczeniu 25 km/h. Ponadto, niektóre modele posiadają silnik o mocy większej niż 250 W lub manetkę, która umożliwia jazdę bez pedałowania z prędkością większą niż 6 km/h. To też jest niedozwolone – pisze holenderska policja. Dlaczego akurat 6 km/h? Tu chodzi o tryb pieszy, czyli dozwolone wspomaganie elektryczne przy prowadzaniu roweru, gdy użytkownik idzie obok.

Wzmożone kontrole, w tym z użyciem nowych dynamometrów, mają oceniać czy dany fat-bike jest nadal rowerem, czy być może już de facto niedopuszczonym do ruchu motorowerem lub s-pedelekiem, który wtedy wymagałby m.in. homologacji. [dalszy ciąg artykułu pod wideo]

290 euro kary albo konfiskata

Za naruszenia przepisów technicznych dotyczących roweru elektrycznego lub s-pedeleka policja w Holandii wystawia mandat w wysokości 290 euro, a w przypadku recydywy może nawet zarekwirować i zutylizować pojazd (źródłem tych informacji jest również przywołany komunikat oraz holenderska strona rządowa).

Holandia, choć uchodzi za kraj przyjazny dla ruchu rowerowego, słynie zarazem z bezwzględnego podejścia do osobistych pojazdów elektrycznych – zarówno jeśli chodzi o ograniczenia prawne ich używania, jak i o egzekwowanie tych przepisów. Nieco ponad dwa lata temu do naszej redakcji zgłosiła się mieszkająca w Holandii Polka, którą policja zatrzymała na małym rowerku elektrycznym – modelu kieszonkowych rozmiarów i niezdolnym do rozwijania większych prędkości, ale wyposażonym w manetkę. To wystarczyło, by naszej czytelniczce rowerek (czy może raczej skuterek?) zarekwirowano.

Skonfiskowany przez holenderską policję rower elektryczny
Ten elektryczny „rowerek” w 2021 roku patrol policji w Holandii zarekwirował naszej czytelniczce. Powód: napęd z manetki. Fot. archiwa prywatne

Rygorystyczne obostrzenia, jak się zdaje, nie są jednak zgodne z nastrojami samych mieszkańców – Holendrzy na wielką skalę kupują rowery elektryczne, doceniając związaną z nimi wygodę. W związku z tym w ubiegłym roku Amsterdam przymierzał się nawet do lokalnego jeszcze większego zaostrzenia przepisów i ograniczenia prędkości elektryków na drogach dla rowerów do 20 km/h. Uzasadnienie, jak zawsze: bezpieczeństwo.

Polska patrzy przez palce

Podobnymi działaniami, jak policja holenderska, chwaliła się jakiś czas temu także policja w Niemczech (link poniżej). Nie wiemy jaką realnie skalę mają tam tego typu akcje z użyciem hamowni.

⇒ CZYTAJ TEŻ:

Nie ma natomiast wątpliwości, że takie kontrole byłyby postrachem użytkowników e-bike’ów na polskich drogach. Nie ma na ten temat oczywiście żadnych danych, ale zwykłe obserwacje – z jednej strony oferty rynkowej, a z drugiej sprzętu na drogach – wskazują, że, nazwijmy to, „rowerów nienormatywnych” (mocniejszych niż dopuszczają przepisy i z manetką) jest coraz więcej.

Polacy chętnie kupują oferowane w atrakcyjnych cenach i cechujące się efektownym designem elektryczne rowery nowych marek chińskich. Jest też dostępna duża oferta zestawów do konwersji zwykłego roweru na elektryk, gdzie moc silnika w takim zestawie potrafi sięgać nawet 2000 W lub więcej. [dalszy ciąg artykułu pod wideo]

Z tych możliwości korzystają nie tylko użytkownicy prywatni – łatwo zauważyć, że w nienormatywnych sprzętach gustują m.in. liczni kurierzy food delivery, którym mocny elektryczny rower, nie wymagający pedałowania, wydatnie ułatwia pracę. Rzecz jasna, wraz z mocą i szybkością, rośnie ryzyko kolizji.

Ta sytuacja jest tajemnicą poliszynela, policja w Polsce praktycznie tego nie kontroluje. Legaliści zapewne ocenią, że to skandal i z zazdrością pomyślą o nowiutkich holenderskich  dynamometrach i patrolach policji przy drogach rowerowych.

Inni powiedzą, że dzięki istnieniu swego rodzaju szarej strefy rynek pojazdów elektrycznych w Polsce się rozwija, nie krępowany przez przestarzałe rygory, a ludzie mogą ułatwiać sobie życie.

My w tym miejscu urwiemy, bo to artykuł informacyjny, a nie publicystyka.


Chcesz wesprzeć naszą pracę? Nie zbieramy na Patronite ani nie prosimy o kawę, ale możesz zasubskrybować nasz kanał na YouTube oraz zaobserwować stronę na Facebooku. Dziękujemy!

WSPARCIE