Szykują się tablice rejestracyjne i fotoradary dla wszystkich rowerzystów w Europie – donosi 3 grudnia jeden z polskich lokalnych serwisów internetowych. Na zdjęciu do artykułu – fragment drogi dla rowerów. Brzmi mocno. Ten sam news w nieco łagodniejszej wersji obiegł w ciągu dwóch poprzednich dni znacznie więcej tytułów, m.in. trafiając do dużych ogólnopolskich serwisów informacyjnych (patrz obrazek niżej).
„Już wkrótce karane będzie przekroczenie prędkości na ścieżkach rowerowych w Flandrii w północnej Belgii – zdecydował regionalny rząd”. Tak brzmi najczęstsze ujęcie tej informacji, której źródłem, jak można wyczytać w tekstach, jest Lydia Peeters, pełniąca funkcję flamandzkiego ministra ds. mobilności.
„Na razie nie wiadomo, jak miałaby wyglądać identyfikacja rowerzystów, którzy łamaliby przepisy, albowiem rowery nie posiadają tablic rejestracyjnych” – czytamy w artykułach, które powołują się na Polską Agencję Prasową, a więc źródło jak najbardziej poważne.
Brzmi bardzo ciekawie. Prędkość na drogach dla rowerów to temat budzący emocje, tym bardziej, że hipotetyczne fotoradary mogłyby przecież łapać nie tylko rowerzystów czy użytkowników e-bike’ów, ale także (a może nawet częściej) użytkowników hulajnóg elektrycznych, których np. w Polsce obowiązuje ograniczenie prędkości do 20 km/h.
W rzeczywistości jednak zacytowane na początku „fotoradary dla wszystkich rowerzystów w Europie” to sam koniec medialnego głuchego telefonu, w którym już na wejściu nastąpiło przekłamanie.
Co to jest bicycle street, czyli ulica rowerowa?
Jak można się dowiedzieć z artykułów zagranicznych (jak na przykład w „The Brussels Times”), minister Lydia Peeters w zeszły wtorek faktycznie zapowiedziała instalację automatycznych fotoradarów we Flandrii na ulicach określanych jako bicycle street. Tyle tylko, że nie chodzi tu o kontrolę prędkości rowerzystów.
Rzecz w tym, że bicycle street to NIE jest odpowiednik polskiej drogi dla rowerów, lecz coś zupełnie innego, co w Polsce praktycznie nie występuje: ulica, gdzie samochody wprawdzie mogą wjeżdżać, ale na jezdni rowery mają priorytet i która została przystosowana specjalnie pod potrzeby ruchu rowerowego. Obowiązuje tam limit prędkości do 30 km/h, a w dodatkowo w belgijskim wariancie ulicy rowerowej samochody mają zakaz wyprzedzania rowerzystów. Powiedzmy: coś w rodzaju naszej strefy zamieszkania, tylko w ujęciu rowerowym. Więcej na temat tego rozwiązania możecie przeczytać tutaj.
Cała – w gruncie rzeczy bardzo lokalna i mało ekscytująca – nowość ma polegać na tym, że lokalne przepisy do tej pory pozwalały na mierzenie prędkości na takich ulicach wyłącznie urządzeniami obsługiwanymi przez policjanta (tzw. suszarkami), a nowe zasady pozwolą na instalację fotoradarów automatycznych. I tyle.
Przyczyną całej dezinformacji było zapewne błędne zrozumienie terminu bicycle street i uznanie ulicy rowerowej za tożsamą z drogą dla rowerów. A potem już poszło (rejestracje dla rowerów, etc.).
Radarem nie w rower, tylko w… samochód
Fakt jest taki, że wspomniane ograniczenie do 30 km/h na ulicy rowerowej obowiązuje nie tylko auta, ale także samych rowerzystów. Czysto teoretycznie fotoradary będą więc dyscyplinować także ich. W szczególności w tej grupie może to dotyczyć użytkowników popularnych w krajach Beneluksu sprzętów określanych jako speed pedelec, czyli podlegających rejestracji „rowerów elektrycznych” o wyższych parametrach silnika i prędkości niż klasyczny rower ze wspomaganiem elektrycznym.
Ale raczej nie to miała na myśli minister Peeters, gdy mówiła „Moją ambicją jest, aby w nadchodzących latach jeszcze więcej osób korzystało z roweru (…) Dzięki temu dostosowaniu dajemy władzom lokalnym i policji więcej możliwości egzekwowania ograniczeń prędkości. Jest to korzystne dla bezpieczeństwa drogowego i zachęca do korzystania z rowerów”.
Ogólnie więc news prawie się zgadza, tyle że na celowniku flandryjskich władz (i planowanych fotoradarów) okazują się być wcale nie rowerzyści, lecz, zgodnie z powszechnie obowiązującym ostatnio trendem – kierowcy samochodów. Nic nowego.
Krótko mówiąc: Radio Erewań. Czytelnicy nie pamiętający czasów komuny mogą sprawdzić to określenie w Wikipedii.
A swoją drogą, duża część komentarzy w social mediach pod przywołanymi doniesieniami – od osłabienia, przez wyśmianie pomysłu po aplauz – pokazuje, że temat prędkości na drogach rowerowych na swój sposób istnieje.
⇒ PRZECZYTAJ LUB OBEJRZYJ: Czy policyjne „suszarki” nadają się do mierzenia prędkości elektrycznych hulajnóg?