Wprowadzając „test trzeźwości” szwedzka firma hulajnogowa Voi stara się ustosunkować do jednego z problemów związanych z sharingiem hulajnóg – ich wypożyczaniem przez osoby, oględnie mówiąc, wstawione. Test jest raczej formą gry niż działaniem na serio – ale przynajmniej daje drugą szansę na przemyślenie decyzji.
Pomysł polega na zbadaniu czasu reakcji i koordynacji użytkownika aplikacji, który chce wypożyczyć hulajnogę. Przed wynajmem aplikacja serwuje mu dodatkowy sprawdzian – musi on odpowiednio szybko trafiać palcem w obrazki kasku, które pojawiają się i znikają w losowych miejscach na ekranie smartfona. Punktacja pozwala ocenić czy grający jest w stanie zdatnym do jazdy.
Test trzeźwości – czy e-hulajnoga to dobry pomysł?
Test uruchamia się w aplikacji Voi w obie weekendowe noce w godzinach 1.00-4.00. Firma wprowadziła go na początek w 18 wybranych miastach w Anglii, Norwegii, Finlandii, Niemiec, Szwajcarii i Danii (co ciekawe – nie w swojej rodzimej Szwecji).
O tym, że test trzeźwości jest głównie zabawą, przesądza fakt, że tak naprawdę nic od niego nie zależy – hulajnoga nadal jest dostępna i nawet klient, który nie przejdzie sprawdzianu, może ją wypożyczyć. Jednym słowem – zaliczysz czy nie, jechać możesz.
Caroline Hjelm, szefową marketingu Voi, zapytaliśmy, jaki mniej więcej odsetek osób nie przechodzi testu – i co wtedy zwykle robią. Zaktualizujemy tekst, jeśli dostaniemy odpowiedzi.
„Mamy nadzieję, że ludzie pomyślą dwa razy czy powinni jechać, gdy przekonają się sami, że wypili trochę za dużo” – tłumaczy firma w komunikacie, w którym opisała swój pomysł. – „Ze swojej strony chcemy powstrzymywać wszystkich przed jazdą po pijaku, zarazem jednak odpowiedzialność zawsze spoczywa na użytkowniku„.
Zabójcza hulajnoga po alkoholu
„Test trzeźwości” Voi jest może w większości gadżetem (a także zabiegiem marketingowym, mającym pokazać odpowiedzialność społeczną firmy), ale e-hulajnoga po alkoholu to problem jak najbardziej poważny.
– Podróżowałem kiedyś w Paryżu z taksówkarzem, który stwierdził, że w ogóle nie jeździ z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę, bo boi się pijanych na hulajnogach. Jak opowiadał, liczne lokale są tam z mocy prawa zamykane o określonej godzinie, a wtedy rzesza napitych delikwentów o tej samej porze startuje do wyścigu, aby wsiąść na najbliższą wolną sharingową hulajnogę i wrócić nią do domu. Chaos na ulicach… – opowiadał nam niedawno Marek Tokarewicz, szef firmy Zwinne Miasto, sprzedającej hulajnogi elektryczne, który promuje zasadę „Na hulajnodze #zeroprocent”.
• CZYTAJ TEŻ:
Elektryczna hulajnoga po alkoholu. Nadchodzą wypadki
W Polsce do najgłośniejszego wypadku z udziałem hulajnogi doszło w lipcu tego roku w warszawskim Śródmieściu, właśnie nocą. Zginęła wówczas młoda kobieta, która nie zapanowała nad wypożyczonym pojazdem. Obrażenia po wywrotce okazały się śmiertelne. Razem z nią na tej samej hulajnodze jechał 26-letni mężczyzna (jazda w dwie osoby jest zakazana przez regulaminy firm sharingowych). Jak informowały media, 23-latka miała we krwi ponad 2 promile alkoholu, była też pod wpływem narkotyków. Jej kolega miał 1 promil.
Prawo jazdy za nietrzeźwość na hulajnogę
W Polsce kwestia odpowiedzialności za jazdę na lekkim pojeździe elektrycznym po spożyciu alkoholu jest niejasna – co wynika z generalnego braku regulacji dla UTO. Co ciekawe, nawet w planowanych przepisach (projekcie ustawy) nie wydaje się to całkiem jednoznaczne – zainteresowanych odsyłamy do fragmentu naszej rozmowy z prawnikiem na ten temat.
W państwach, gdzie regulacje dla urządzeń transportu osobistego zostały już przyjęte, za jazdę na rauszu grozi nawet utrata prawa jazdy. Przykładem są Niemcy. Nie dalej, jak kilka dni temu, wyrok w jednej z takich spraw wydał sąd w Dortmundzie.
Jak opisuje agencja dpa, rzecz dotyczyła mężczyzny, który krótko po północy przejeżdżał e-hulajnogą przez zupełnie pustą o tej porze strefę pieszą. Zatrzymał go patrol policji, badanie pokazało 1,4 promila, przy czym użytkownik hulajnogi wydawał się zachowywać kontrolę nad pojazdem.
Sąd skazał go na grzywnę i czteromiesięczny zakaz prowadzenia pojazdów. Hulajnogista uniknął cofnięcia prawa jazdy (co zwykle jest orzekane przy poziomach od 1,1 promila) tylko dlatego, że zdaniem sądu, poruszając się po opustoszałej strefie pieszej, nie powodował dla nikogo zagrożenia. Gdyby zatrzymano go na jezdni, wyrok byłby surowszy.
„Według zeszłorocznych danych szpitala Saint-Pierre w Brukseli, 35 proc. osób przyjętych po wypadkach na hulajnogach było pod wpływem alkoholu” – pisze firma Voi w komunikacie na temat swojego testu reakcji. – „Statystyki są trzeźwiące„.