Rok temu do Europy, w tym do Polski, weszły przebojem startupy wynajmujące hulajnogi elektryczne na minuty. I dosłownie z dnia na dzień wygenerowały masę problemów formalnoprawnych, bo żadne państwo europejskie nie było na takie zjawisko gotowe. Regulacje nie istniały. W kodeksach ruchu drogowego nie byo zapisów, które sensownie i racjonalnie regulowałoby zasady przemieszczania się elektrycznych urządzeń transportu osobistego (UTO) w przestrzeni publicznej.

* Dominik Górski – członek zarządu Stowarzyszenia Kolej Karkonoska, działacz społeczny na rzecz rozwoju transportu kolejowego, publicznego i bezemisyjnego oraz zwalczania wykluczenia komunikacyjnego. Użytkownik UTO od pięciu lat.

Zarazem – co się natychmiast okazało – czasu na spokojne przygotowanie takich przepisów także nie było. Lawinowy wzrost popularności e-hulajnóg i liczby ich użytkowników na drogach, chodnikach i ścieżkach rowerowych wymusił na władzach jak najszybsze wprowadzanie regulacji porządkujących powstały chaos.

Coraz większa atomizacja przepisów

Doprowadziło to do sytuacji, w której każdy kraj wymyślał od podstaw własne zasady ruchu, wymogi techniczne dla samych pojazdów , warunki dla ich użytkowników itd. – i każdy zrobił to zupełnie inaczej.

Co więcej – niektóre metropolie, nie mogąc doczekać się końca krajowego procesu legislacyjnego, wprowadziły własne regulacje na szczeblu samorządowym. Te również są zupełnie rozbieżne w poszczególnych miastach Europy czy nawet w ramach danego kraju.

A w dodatku, analizując szczegóły wprowadzonych przepisów, w znacznej większości przypadków trudno jest oprzeć się wrażeniu, że ich autorzy skupili się na problemie najbardziej naglącym i rzucającym się w oczy – czyli na obecności na drogach hulajnóg sharingowych. Zarazem jakby zapominając o użytkownikach posiadających UTO na własność. To tak, jakby przepisy drogowe dla samochodów stworzono wyłącznie z myślą o uregulowaniu carsharingu i o niedzielnych kierowcach.

Efekt: o ile niedawno problemem był brak regulacji, to już dzisiaj problemem jest ich mnogość. I wciąż powstają nowe.

Z hulajnogą na dworzec

UTO jest najbardziej mobilnym ze sprzętów służących do sprawnego przemieszczania się. Złożoną hulajnogę elektryczną czy monocykl zdecydowanie łatwiej zabrać ze sobą w podróż autokarem, pociągiem, czy choćby własnym autem niż tradycyjny rower. W zasadzie bezproblemowo i bez opłat przewiezie się ją każdym środkiem transportu z wyjątkiem samolotu pasażerskiego (co wynika z ograniczeń wielkości ogniw litowych jakie mogą znaleźć się na pokładzie, wprowadzonych w międzynarodowym prawie lotniczym ze względów bezpieczeństwa pożarowego).

Trudno oprzeć się wrażeniu, że autorzy regulacji skupiają się na problemie najbardziej rzucającym się w oczy – czyli na hulajnogach sharingowych. Zarazem jakby zapominając o użytkownikach posiadających UTO na własność. Fot. Pixabay

Wydaje się zatem, że UTO jest świetnym sposobem, żeby – czy to wyjeżdżając w podróż zawodową, czy na wakacje – zapewnić sobie mobilność w miejscu docelowym. Przykład – wybieram się na krótki wyjazd do Niemiec. Dojeżdżam na swojej hulajnodze na dworzec we Wrocławiu, tam wsiadam w pociąg i po 4- godzinnej podróży wysiadam w Berlinie, gdzie następnie na tejże hulajnodze dojeżdżam do hotelu.

Bezemisyjnie, ekologicznie, nie zwiększam korków ani w nich nie stoję. Sytuacja idealna? Niestety, nie. W obecnym stanie prawnym jest to bowiem niewykonalne.

Niemcy – polska hulajnoga jest bezużyteczna

Moja hulajnoga waży 16 kg i pod tym względem spełnia wymogi techniczne niemieckich przepisów o UTO. Prędkość maksymalną, jaką może rozwinąć, ma już jednak zbyt dużą. To jeszcze byłoby do rozwiązania. Wiedząc, że w Niemczech limit to 20km/h (uwaga! – nie chodzi o dozwoloną prędkość poruszania się po drodze tylko o możliwości pojazdu) mogę w głębszych ustawieniach urządzenia wprowadzić taki stały limit. Ale niemieckie prawo wymaga aby poruszając się UTO mieć ubezpieczenie OC. I tutaj… już się nic nie da zrobić.

W Polsce jestem w stanie wykupić dla siebie „OC w życiu prywatnym”, które będzie obejmować jazdę na UTO. Ale niemieckie prawo wymaga, aby OC przypisane było nie do kierowcy, a do samego urządzenia.

Takie OC da się wykupić tylko w Niemczech, a żaden ubezpieczyciel nie zawrze umowy na zaledwie kilka dni. W dodatku żeby dało się przypisać OC do pojazdu, ten musi posiadać tablicę rejestracyjną – a tę uzyskać można w niemieckim urzędzie, na zasadach podobnych do rejestracji samochodu.

Inaczej mówiąc – nikt, kto nie zamieszkuje w Niemczech na stałe, nie ma możliwości zalegalizowania swojego UTO do poruszania się w tym kraju.

Hiszpania – hulajnoga tak, ale nie na wsi

Załóżmy teraz, że jestem obywatelem Niemiec – i zabieram swoją hulajnogę na wakacje do Hiszpanii. Będę mógł jej tam użyć bez problemu, jeśli zastosuję się do zasad: jazda w kamizelce odblaskowej, wyłącznie po drogach dla rowerów, ewentualnie po jezdni, ale tylko tam, gdzie dopuszczalna prędkość nie przekracza 30km/h. To dość proste. Ale jeśli wybiorę się na hiszpańską prowincję, gdzie dróg rowerowych nie ma, a dozwolona prędkość na drodze przekracza 30 km/h, moje UTO będzie dla mnie… zupełnie bezużyteczne. To właśnie efekt skupienia legislatorów na urządzeniach z wypożyczalni, którymi z zasady nie da się wyjechać poza centra wielkich metropolii.

W Turynie – tylko z włoską rejestracją

Użyć swojej hulajnogi będę mógł również we Francji, pod warunkiem, że nie będę próbował poruszać się chodnikiem. Ale już we Włoszech – np. w Turynie – pojawia się problem. Ze względu na regulacje władz miejscowych nie dość, że do jazdy wymagane jest OC, prawo jazdy (jak na motorower: kat. AM lub A lub B) i kask, to obowiązkowa jest także tablica rejestracyjna… tyle, że lokalna – włoska! Niemiec na swoich „blachach” hulajnogą tam nie pojeździ.

A sankcje są bardzo duże.

niedawno mieszkaniec Turynu. Otrzymał łącznie 1 tys. euro mandatu za brak tablicy rejestracyjnej, prawa jazdy i ubezpieczenia.

Norweskie UTO za ciężkie na Unię

Rozbieżności w regulacjach dotyczących UTO wynikają z lokalnych doświadczeń każdego kraju i dla części tych rozbieżności można znaleźć logiczne uzasadnienie.

Np. w Norwegii UTO musi posiadać ograniczenie prędkości do 25 km/h, szerokość w ruchu nie przekraczającą 85 cm i długość 120 cm – to akurat dość standardowe zapisy – ale dopuszczalna maksymalna masa urządzenia wynosi aż 70 kg. Dlaczego? Bo górzyste ukształtowanie terenu w Norwegii uzasadnia użycie hulajnóg dwusilnikowych o dużej mocy, pomimo blokady prędkości. Słabszy sprzęt po prostu mógłby sobie nie poradzić z pokonywaniem wzniesień. Duża masa dopuszczalna to także możliwość użycia urządzeń wyposażonych w większe akumulatory, co w górzystym terenie w zimnym skandynawskim klimacie jest bardzo logicznym rozwiązaniem.

Monocykl UTO regulacje europejskie
Złożoną hulajnogę elektryczną czy monocykl (taki jak na zdjęciu) o wiele łatwiej zabrać ze sobą w podróż autokarem, pociągiem, czy choćby własnym autem niż tradycyjny rower. Fot. Pixabay

W efekcie jednak Norweg posiadający ciężkie UTO, ważące np. 40 kg, musi liczyć się z tym, że już sama masa urządzenia zdyskwalifikuje jego użycie w wielu krajach UE – być może niebawem również w Polsce (choć miejmy nadzieję, że ten parametr zostanie skorygowany przed wejściem projektowanej ustawy w życie – my też mamy sporo terenów górzystych).

Międzynarodowa legislacja – kwestią czasu?

Unia Europejska dąży do unifikacji prawa na swoim terenie – w takich dziedzinach i w takim zakresie, jaki niezbędny jest do bezproblemowego funkcjonowania obywateli, którzy na coraz większą skalę swobodnie podróżują w granicach wspólnoty. Stąd m.in. dyrektywy regulujące kwestie ruchu drogowego, w wyniku których Polska musiała pożegnać Kartę Motorowerową i zastąpić ją Prawem Jazdy kat AM.

Obecnie UE wdraża jednolite przepisy z zakresu prawa lotniczego w zakresie regulującym loty bezzałogowych statków powietrznych. Do tej pory każdy kraj miał swoje regulacje, zasady i wymagane licencje – urzędnicy unijni uznali jednak, że potrzebne jest jednolite prawo, aby każdy Europejczyk mógł bez obaw i na znanych sobie zasadach wykonać swoim dronem film z wakacji, niezależnie w jakim kraju będzie nim latał.

Równocześnie UTO stało się pierwszym rodzajem pojazdu, którego często nie można użyć poza granicami swojego kraju, landu, regionu czy nawet miasta – bo sąsiednie państwo, region bądź miasto ma zupełnie inne regulacje. I to takie, których, nie będąc jego mieszkańcem, po prostu nie da się w żaden sposób spełnić.

Urządzenia transportu osobistego to nie tylko hulajnogi wypożyczane na minuty. W ciągu najbliższych kilku lat liczba prywatnych UTO w posiadaniu Europejczyków wzrośnie co najmniej kilkukrotnie. Jest też oczywiste, że ich właściciele coraz częściej będą zabierać je w podróż.

Widać już dziś, że na tym polu jest do wykonania olbrzymia praca legislacyjna na poziomie międzynarodowym.


• Czytaj też:

Hulajnoga to rower, ale nie do końca. Polski projekt „ustawy o UTO” 

Ustawa o UTO budzi protesty prywatnych użytkowników i branży

 

WSPARCIE