Już w pierwszych minutach nowej „Akademii Pana Kleksa”, z Tomaszem Kotem w roli tytułowej, widzimy główną bohaterkę Adę Niezgódkę, jak pokonuje ulice Nowego Jorku(!) na czarno-szarej elektrycznej hulajnodze, z niebieskimi detalami. Logo producenta pozostaje niewidoczne, można jednak poznać, że pojazd dziewczynki (w roli Ady: Antonina Litwiniak) to któraś z wersji Motus Scooty 10 – i tak też jest w rzeczywistości.
Do wyreżyserowanej przez Macieja Kawulskiego „Akademii”, która 5 stycznia wchodzi do polskich kin (przedpremiowe seanse od 25 grudnia), e-hulajnoga nie trafiła oczywiście przypadkiem.
Motus, brand należący do krakowskiej firmy Barel Poland, to jeden ze sponsorów (oficjalnie: partnerów) filmu – obok m.in. InPostu, Bakallandu czy Lego (tak, na ekranie widzimy też paczkomat i klocki). I o ile lokowanie produktu w filmowych obrazach jest normą, o tyle „Akademia Pana Kleksa” to najpewniej pierwszy w Polsce przypadek, w którym na ekran wysokobudżetowej produkcji została w ten sposób wprowadzona elektryczna hulajnoga.
Przy okazji Motus Scooty 10 wjechał także fizycznie na prapremierę „Akademii Pana Kleksa”, która odbyła się w tym tygodniu w warszawskim Teatrze Wielkim. Hulajnogi nie było wprawdzie na czerwonym dywanie i tzw. ściance, gdzie długo fotografowano multum przybyłych gwiazd większego i mniejszego formatu, zajęła ona jednak trudne do przeoczenia miejsce na postumencie w operowym hallu.
„Hulajnoga z Akademii Pana Kleksa”
Firma nie chciała w żaden sposób wypowiedzieć się do tego artykułu (interesowało nas m.in. jaki był jej wkład finansowy w produkcję i dlaczego wybrano akurat ten model).
Niemniej, decyzja sponsorska Motusa jest interesująca zarówno ze sprzedażowego, jak i branżowego punktu widzenia. W pierwszym przypadku może okazać się sposobem na wyróżnienie marki i modelu z bardzo dużego spektrum sprzętu na półce hulajnóg popularnych, o niezaporowych cenach – na której, mówiąc wprost, można znaleźć wiele modeli mocno generycznych, bez szczególnych cech charakterystycznych.
Od stycznia 2024 roku Motus Scooty 10 taką cechę wyróżniającą uzyska – choć nie sprzętową, a marketingową.
Jeśli „Akademia” spodoba się młodszej widowni, to można sobie łatwo wyobrazić, że od stycznia niejedno dziecko będzie prosiło rodziców o „hulajnogę elektryczną z Pana Kleksa”. A taka będzie już tylko jedna. W sytuacji, gdy rynek e-hulajnóg w Polsce przeżywa, jak się zdaje, pewne cykliczne nasycenie, może się to okazać dobrym strzałem sprzedażowym – nawet jeśli Scooty 10 nie będzie wprost obrandowana filmem. A wygląda na to, że „Akademii” towarzyszy cała machina biznesowa – np. Bakalland wprowadza na rynek nową linię produktów obrandowanych na licencji filmu, w tym płatki śniadaniowe, batony zbożowe i żelki.
⇒ CZYTAJ TEŻ: Dziecko na elektrycznej hulajnodze – od jakiego wieku może jeździć i jakich uprawnień potrzebuje?
Premiera, opera, hulajnoga elektryczna
Zarazem obecność Motusa w głośnej, wysokobudżetowej produkcji filmowej to dla całej branży hulajnogowej rodzaj marketingowego kroku na wyższy poziom wizerunkowy. Na wciąż jeszcze młodym polskim rynku e-hulajnóg – rzecz warta odnotowania. Hulajnogi elektryczne, głównie w wyniku skojarzeń z problemami generowanymi w miastach przez sprzęty sharingowe, potrafią budzić mieszane emocje. Tutaj dostajemy ten pojazd w jednoznacznie sympatycznym, ciepłym kontekście, wraz z całym blichtrem i magią kina.
A filmowy product placement rządzi się swoimi prawami – zwykle odbierany jest dość pozytywnie. Odwołując się do najbardziej znanego na świecie przykładu – marki, z których korzysta James Bond lub które pojawiają się w filmach o 007 są każdorazowo przedmiotem szczegółowych analiz mediowych. Według Statisty, światowy rynek product placement wzrośnie w tym roku o 12 proc. do wartości 29 mld dolarów (największą część tortu zgarnia telewizja, następnie kino i media cyfrowe).
Co do samego filmu – tu już wypowiedzą się krytycy i przede wszystkim publiczność. Poprawne politycznie multi-kulti i diversity w tytułowej Akademii, zmiana głównego bohatera z chłopca Adama na dziewczynkę Adę i umiejscowienie części akcji w Nowym Jorku na pewno powodują, że oglądamy historię mocno odmienną od oryginału Brzechwy i słynnej pierwszej ekranizacji z 1984 roku z Piotrem Fronczewskim. Który zresztą także teraz pojawia się na ekranie, choć już w innej roli.
⇒ OBEJRZYJ LUB PRZECZYTAJ: Jak wycisnąć z hulajnogi elektrycznej najwięcej kilometrów?