Warszawskie „Veturilo 3.0”, którego zasady działania opisaliśmy wczoraj, wśród różnych nowości oferuje coś zupełnie nieznanego w poprzednim systemie: zwrot roweru poza stacją. Nie gdziekolwiek na ulicy (jak w przypadku e-hulajnóg) lecz w specjalnie wyznaczonych strefach zwrotu. W tej roli wystąpi aż 1,5 tys. miejskich parkingów rowerowych ze stojakami.

Brzmi doskonale – bo stref zwrotu jest pięciokrotnie więcej niż oznaczonych specjalnym totemem stacji. To dobrze, bo stacji ubyło w stosunku do poprzednich edycji Veturilo. Inaczej mówiąc – dogodną do zwrotu stację będzie znaleźć nieco trudniej. No, ale są przecież strefy zwrotu, oznaczone w nowej aplikacji…

Strefy zwrotu Veturilo. Kto co inkasuje?

Diabeł tkwi jednak w tym przypadku nie tylko w szczegółach, ale i w portfelu.

Oddanie roweru w strefie zwrotu oznacza, według cennika, dodatkową opłatę 15 zł.

Nie 1,5 zł tylko 15 zł. Na tle regularnych stawek kwota ta jest absurdalnie wysoka. Przypomnijmy: pierwsze 20 min można jeździć rowerem Veturilo zupełnie za darmo, potem do 60. minuty kosztuje to zaledwie 1 zł, a druga godzina – 3 zł (elektryki są nieco droższe). O co więc chodzi?

Pierwsze wyjaśnienie: wysoka stawka  ma motywować użytkowników Veturilo, by jednak oddawali rowery na stacjach. Dla operatora to mniej pracy przy ich późniejszej relokacji. W oficjalnej narracji miasto i operator wolą podkreślać inny (również prawdziwy) argument: dzięki temu dostępność rowerów na stacjach będzie bardziej przewidywalna.

Stacja nowego Veturilo
Gdy system ruszy, stacje nie będą tak wyglądały – bo zaparkują tam także prywatne rowery i elektryczne hulajnogi. Od „zwykłych” stojaków, czyli stref zwrotu, odróżni je tylko totem z boku i informacja w aplikacji. Fot ZD / SmartRide

Wyjaśnienie drugie: o ile cennik podstawowy jest w gestii miasta (które, co warto odnotować, postanowiło go nie podnosić) i to właśnie miasto inkasuje wpływy z wypożyczeń, to „opłata specjalna” za zakończenie wynajmu trafia do kieszeni Nextbike. W pewnym sensie te pierwsze stawki to ceny publiczne, a ta druga to cena komercyjna.

O to, czy miasto miało jakiś wpływ na wysokość tej stawki zapytaliśmy dziś Zarząd Dróg Miejskich (ZDM), odpowiedzialny z ramienia miasta za Veturilo.

Tę 15-złotową opłatę ustala operator. Oczywiście w porozumieniu z nami, ale nie jest to część cennika. System jest oparty o stacje. Operator daje możliwość skorzystania ze „strefy zwrotu”, ale za opłatą. Zgadzam się, że ona jest wysoka, ale dzięki temu system będzie uporządkowany. Ona, przede wszystkim, nie może być zbyt niska. Oczywiście ta stawka – ponieważ ustalana przez operatora – może być dość łatwo zmieniona, jeśli ten uzna, że ma to sens – odpowiedział nam Jakub Dybalski, rzecznik ZDM.

Po co w ogóle taka opcja i dla kogo?

Wyjaśnienia są logiczne, ale prowadzą do kolejnego pytania.

15 zł za zwrot roweru to oferta w zasadzie tylko dla desperatów albo dla ludzi bardzo bogatych i bardzo leniwych zarazem – choć jednak nie na tyle leniwych, by nie chciało im się pedałować na miejskim Veturilo. Po co – skoro przyjęto cenę całkowicie zaporową – w ogóle udostępniać taką opcję i jeszcze nazywać to niewinnie „strefą zwrotu”?

Pierwsza hipoteza byłaby taka, że to zabieg PR-owy: 300 stacji + 1,5 tys. stref zwrotu brzmi lepiej niż same tylko 300 stacji w tak dużym mieście jak Warszawa. Przypomnijmy – jeszcze na początku 2020 roku Veturilo składało się z blisko 400 stacji i prawie 5,8 tys. rowerów.

Druga, ciekawsza możliwość: celem jest poprawienie rentowności umowy dla operatora. I to byłoby ok, gdyby nie pewna obawa:

W strefach zwrotu będą zapewne kończyli wynajem głównie ci użytkownicy, którzy po prostu nie zorientują się, ile za ten luksus przyjdzie im zapłacić.

A taka sytuacja jest tym bardziej możliwa, że „legitną” stację od strefy zwrotu będzie odróżniał jedynie totem, czyli postawiony z boku słupek z informacją o Veturilo oraz kolorystyka naklejek. Poza tymże totemem wyglądają one identycznie: rząd rowerowych stojaków. A przy samych stojakach – i w jednych, i w drugich miejscach – będą przecież parkowane już nie tylko rowery publiczne, ale także te prywatne, a również e-hulajnogi. Stacje nie będą więc wyróżniały się tak, jak to było w czasach żelaznych konstrukcji. A w aplikacji Veturilo obszary stref zwrotu oznaczone są zachęcającą zielenią.

Wszystko to może tworzyć pułapkę. Co użytkownicy pomyślą o Veturilo, gdy w końcu się zorientują, ile kosztowała ich ta usługa premium, można sobie wyobrazić.

Jak korzystać ze stref zwrotu i nie zbankrutować?

[EDIT 02.03.2023] W dyskusji na stronie FB Pełnomocnika Prezydenta m.st. Warszawy ds. komunikacji rowerowej, pełnomocnik zarzucił nam, że niniejszy komentarz zawiera jedynie krytykę i insynuacje, bez konstruktywnej propozycji poprawy systemu. Dodajemy więc sugestię jednego z możliwych rozwiązań:

  1. Ceny samego wynajmu (są obecnie bardzo niskie) zostają nieznacznie podniesione.
  2. Różnica między obecnymi cenami, a nowymi (wyższymi) wpływa do operatora (czyli tak, jak obecnie opłata za zwrot w strefie zwrotu). Tworzy to dodatkową zachętę dla operatora do dbania o zwiększanie liczby wypożyczeń i poprawia rentowność kontraktu z punktu widzenia spółki.
  3. W zamian opłata za zwrot w strefach zwrotu zostaje obniżona do racjonalnego poziomu, np. 5 zł (a bonus za odprowadzenie roweru do 2 zł). Taka opłata nadal motywowałaby użytkowników do (pożądanego) parkowania na stacjach, ale zarazem dawałaby realną ekonomicznie możliwość skorzystania także z 1,5 tys. stref zwrotu.
  4. Efekt: elastyczność korzystania z Veturilo bardzo mocno rośnie.

 

WSPARCIE