Interesujące badanie „E-bike Monitor” na temat rowerów elektrycznych – a raczej ich percepcji w społeczeństwie – przeprowadziła w Holandii firma badawcza Multiscope. Zbadała ona reprezentatywną dla tamtejszej populacji grupę ponad 5,55 tys. respondentów w wieku od 18 lat w górę. Choć kultura rowerowa w Niderlandach jest dość mocno odmienna od polskiej, wyniki mogą być ciekawe także dla nas.
Po pierwsze dlatego, że brak podobnych, niezależnych badań w Polsce (było badanie Polskiego Stowarzyszenia Rowerowego, z dość entuzjastycznymi wynikami, przeprowadzone jednak pod egidą organizacji branżowo-lobbingowej). Po drugie – to już nasza subiektywna intuicja – generalny wniosek z holenderskiego sondażu może do pewnego stopnia odzwierciedlać także polskie realia. A Multiscope swój niedawny komunikat prasowy z kilkoma wybranymi wynikami tytułuje wprost:
„Rowery elektryczne mają problem z wizerunkiem”
Tym, co wydało nam się najciekawsze, jest rozbieżność między ocenami pochodzącymi od właścicieli e-bike’ów, a ogólnym odbiorem społecznym tego pojazdu.
Oceny użytkowników doskonałe…
Jak się okazuje, użytkownicy rowerów elektrycznych oceniają ten sprzęt bardzo wysoko i są z niego zadowoleni: średnia ocena w tej grupie to aż 8,4 w skali od jednego do 10. Zaledwie 19 proc. właścicieli e-bike’ów przyznało swojemu rowerowi elektrycznemu ocenę niższą niż osiem. – W szczególności komfort, łatwość obsługi i wspomaganie pedałowania sprawiają, że rowery elektryczne cieszą się wysokimi ocenami swoich właścicieli – czytamy w komunikacie.
Wniosek wydaje się prosty. Możliwość osobistego wypróbowania i korzystania z roweru elektrycznego sprawia, że użytkownik szybko dostrzega i docenia jego atuty.
…a skojarzenia społeczne gorsze
Zarazem jednak w grupie reprezentatywnej dla całej populacji tylko 51 proc. skojarzeń z rowerami elektrycznymi jest pozytywnych. To nadal większy odsetek niż skojarzeń jednoznacznie negatywnych (tych jest 22 proc.), ale wyraźnie kontrastuje z wysokimi ocenami samych użytkowników.
Najczęstszym pozytywnym skojarzeniem jest „szybkość” (14 proc.), a w grupie negatywnych -„wysoka cena” (8 proc.) oraz „pojazd niebezpieczny” (6 proc.).
⇒ MOŻE CIĘ ZAINTERESOWAĆ:
W innym pytaniu, o bariery w zakupie roweru elektrycznego, na pierwszy plan wysuwa się również wysoka cena (39 proc. przypadków). Sporą grupę zniechęca „brak konieczności wysiłku” (22 proc.) oraz „podatność na kradzież” (20 proc.). Ponad jedna dziesiąta (11 proc.) Holendrów uważa rowery elektryczne za „niebezpieczne” i dlatego nie chce ich kupować.
Te gorsze skojarzenia nie zmieniają faktu, że sprzedaż e-bike’ów w Holandii idzie dobrze – jak podaje Statista, od 2020 roku ponad połowa wszystkich kupowanych tam rowerów to elektryki. W 2021 roku ten udział w sprzedaży wynosił 52 proc., w latach 2022 i 2023 – już 57 proc.
E-bike w krzyżowym ogniu wojny plemion
Czy ze zjawiskiem wychwyconym przez Multiscope w Holandii możemy mieć do czynienia także w Polsce? Obserwacja różnych dyskusji i komentarzy na temat e-bike’ów w polskim internecie i w mediach społecznościowych nasuwa spostrzeżenie, że coś podobnego jest co najmniej możliwe.
Bardzo trudno znaleźć w dyskusjach w sieci negatywną opinię kogoś, kto sam użytkuje rower elektryczny i jest nim rozczarowany.
Jednocześnie jednak niechętnych komentarzy pojawia się naprawdę dużo. Czasem zaskakująco emocjonalnych i ocierających się wręcz o rodzaj hejtu. „Jak słyszę o rowerach elektrycznych, to mi się scyzoryk w kieszeni otwiera„, „Kosmiczny idiotyzm„, „Tego dziadostwa elektrycznego nie chcę, nawet jak by mi płacili„, „Chore. Zwykłe rowery tak, ale nie elektryki„, „Kupa złomu„, „Elektrośmieć dla leniwych” – to drobny wybór komentarzy spod przypadkowego posta na FB jednej z telewizji z jej materiałem o e-bike’ach.
Cytaty te są reprezentatywne dla pewnego stylu, multum podobnych pojawia się pod chyba każdym wysokozasięgowym postem na ten temat. Co najciekawsze, pochodzą one z biegunowo odmiennych środowisk i wypływają z różnych pobudek.
Z jednej strony niektórzy zadeklarowani cykliści z poczuciem misji, miejscy aktywiści rowerowi czy działacze ekologiczni wydają się widzieć w elektryku fałszywkę i konia trojańskiego w walce o prawdziwie rowerową przyszłość, która, ich zdaniem, winna być napędzana wyłącznie siłą mięśni. Dla nich rower elektryczny jest niekoszerny. Ma akumulator i silnik, zatem – nieekologiczny. Rower uratuje planetę, ale elektryk to nie rower, to uzurpacja. W ostateczności coś dla emerytów lub niepełnosprawnych.
Z drugiej strony, umownie to nazywając, zwolennicy tradycyjnej motoryzacji, uważają elektryczne rowery po prostu za część mocno forsowanego trendu, który w parze z odgórnymi obostrzeniami administracyjnymi zagraża obecnej roli samochodów w miastach i w którym widzą formę ideologicznej indoktrynacji i inżynierii społecznej. Dla nich podejrzany jest tu zarówno komponent elektryczny, jak i rowerowy. Ci atakują ze swoich pozycji.
Jedni i drudzy wyzywają się nawzajem od „pedalarzy” czy „blachosmrodziarzy”, ale niechęć do e-bike’ów wydaje się ich łączyć.
Oba te stanowiska doskonale było widać m.in. latem tego roku, gdy Polaków na chwilę mocno rozgrzał temat projektu dopłat do rowerów elektrycznych. Ważne zastrzeżenie: odkładamy tu teraz na bok kwestię sensowności i celowości tych dopłat jako takich. One na pewno są kontrowersyjne. Chodzi tylko o wypowiedzi na temat samego pojazdu.
Czasem można więc odnieść wrażenie, że rowery elektryczne trafiły w krzyżowy ogień w wojnie plemion. Z całym zachowaniem proporcji, coś jak symetryści w polskiej polityce.
Karawana idzie dalej
Bardzo możliwe oczywiście, że to zjawisko jest ograniczone do marginalnych i dość skrajnych – choć aktywnych w sieci – baniek internetowych, a ogromna większość ludzi ma do e-bike’ów podejście normalne, zdroworozsądkowe i utylitarne. Zwłaszcza, gdy ktoś elektryka kupi i doceni połączenie zalet tradycyjnego roweru (zwinność, możliwość korzystania z dróg rowerowych, przyjemność z jazdy) z tym, co daje wsparcie silnika (komfort, brak wysiłku i potu, większa szybkość przemieszczania się, pokonywanie bez zmęczenia przewyższeń i większych dystansów). Wtedy zapewne ocenia ten sprzęt tak, jak użytkownicy w Holandii, czyli wysoko.
⇒ MOŻE CIĘ ZAINTERESOWAĆ:
Wyraźnie rosnąca na drogach liczba rowerów elektrycznych (trzeba przyznać, że nie zawsze tych przepisowych i dozwolonych) sugeruje, że Polacy je polubili i coraz częściej przekonują się o ich użytkowych zaletach. W Polsce dzieje się to do tej pory, pomijając niewielkie programy samorządowe, niemal bez żadnych zachęt finansowych i dopłat do zakupu.
Sytuacja w polskiej branży rowerowej bywa raz lepsza, raz gorsza (ostatnio podobno jest gorsza), ale generalnie – karawana idzie dalej. Niemniej, wychwycony przez Multiscope w Holandii „wizerunkowy problem e-bike’ów” daje do myślenia.
⇒ Chcesz wesprzeć naszą pracę? Nie zbieramy na Patronite ani nie prosimy o kawę, ale możesz:
- zasubskrybować nasz kanał na YouTube
- oraz zaobserwować stronę na Facebooku. Dziękujemy!