Projekt ustawy regulującej urządzenia transportu osobistego (UTO) zakłada, że jedynymi lekkimi pojazdami elektrycznymi uprawnionymi do poruszania się po drogach publicznych będą takie, które nie mogą (konstrukcyjnie) rozwinąć prędkości większej niż 25 km/h oraz nie ważą więcej niż 20 kg. W tych limitach mieszczą się m.in. flotowe hulajnogi współdzielone, jednak nie mieszczą się tysiące pojazdów prywatnych, używanych przez fanów lekkiej elektrycznej mobilności. Zwykle są to osoby, które przekonały się już do tej formy transportu i korzystają z niej regularnie – co powoduje, że używają sprzętu o nieco większym „ciężarze gatunkowym”.  Taki projekt regulacji wzbudził sprzeciw wielu użytkowników UTO.

W cyklu #wyaUTOwani dajemy głos osobom, których ulubiony i podstawowy model transportu stanie się niedozwolony, jeśli ustawa o urządzeniach transportu osobistego (UTO) wejdzie w życie w kształcie zaproponowanym przez Ministerstwo Infrastuktury.


Tomasz Dziedzic, 50 lat, Włocławek

Główny inżynier i projektant w firmie Trikke Poland
Używa trójkołowego elektrycznego pojazdu Trikke

UTO Trikke
Tomasz Dziedzic. Jego pojazd jest w stanie jechać szybciej niż przewiduje projekt lex UTO i waży o 2 kg za dużo. Fot. archiwum prywatne.

„Jeżdżę na elektrycznym Trikke od 2008 roku. Intensywnie, właściwie codziennie. Mój egzemplarz ma już przejechane ponad 28 tys km! Ten pojazd to mój osobisty wóz transportowy, tym bardziej, że doskonale nadaje się także do przewożenia np. wielkich toreb z zakupami – auto przestaje być potrzebne. Mam duży samochód, którym jednak w mieście nie poruszam się w ogóle. Odpalić… Wyjechać… Zaparkować… Wysiąść … Trzy razy dłużej i kompletnie bez funu.

Miejską funkcję auta w 100 proc. przejęły w naszej rodzinie elektryczne Trikke.

W rodzinie, bo moja córka, która ma w tej chwili 21 lat, też przez cały okres liceum jeździła tym pojazdem na co dzień do szkoły i na treningi koszykówki, ja jako rodzic byłem całkowicie odciążony od dowożenia, przywożenia do i ze szkoły, na zajęcia, do kina, na zakupy itd. Teraz córka studiuje na Politechnice w Poznaniu i oczywiście ma tam swojego Trikke i aktywnie go na co dzień wykorzystuje.

„Elektryczny Trikke to u nas pojazd rodzinny”

Moja żona też ma swój egzemplarz i też go używa codziennie, szczególnie jadąc do i z pracy. Często jeździmy razem – na spotkania, na kawę, zakupy, na tańce, po prostu wszędzie. Tak jest zawsze dużo szybciej, z domu bezpośrednio podjedziemy pod sklep, restaurację, pod kino czy pracę. Nie tylko nie korzystamy w mieście z samochodu, nie mamy nawet żadnych biletów miesięcznych. I nie musimy chodzić pieszo. Generalnie: to pełnoprawny, codzienny sprzęt do jazdy i nasz sposób na życie. A że się pasja przerodziła się w biznes, to zupełnie oddzielna sprawa.

Nie miałem żadnych wypadków.

Trikke EV to bardzo bezpieczna konstrukcja, ma trzy punkty podparcia, jadący stoi prostopadle do kierunku jazdy, jest wysoko, więc może wcześnie przewidywać sytuację na drodze. Ostatnio z uwagi na medialną nagonkę na hulajnogi, zauważyłem czasem nieprzyjemne komentarze, gdy jadę po drodze dla rowerów. Ale to sporadyczne.

Elektryczne Trikke są w różnych wersjach. Na pułapy stawiane w projekcie ustawy o UTO załapałby się model, który wykorzystuje moja żona. On ma prędkość do 25 km/h, zasięg 30 km, waży 17 kg, ma szerokość 57 cm i długość 115 cm – więc się mieści. Ale dla mężczyzny ten model jest za mały i za słaby, ja na pewno nie będę na nim jeździł, bo nie jest przystosowany do większych i cięższych użytkowników. Tymczasem mój model ma już prędkość do 30 km/h i waży o 2 kg za dużo. Używam go od 11 lat, ale teraz ustawa może go wykluczyć…

Jednocześnie absolutnie nie wyobrażam sobie, by mi ktoś zakazał jazdy na trikke, bo jest o… 2 kg za ciężki!

Mamy w Polsce setki użytkowników naszych sprzętów, dla których ustawa o UTO w proponowanej postaci, to zabicie tej formy komunikacji. A to są świadomi użytkownicy, którzy intensywnie na co dzień korzystają z elektrycznych Trikke – i chyba nikt nie słyszał o żadnym wypadku z ich udziałem”.


Czytaj też:

#wyaUTOwani – kogo wykluczy ustawa? Adam Malicki, monocyklista z Warszawy


 

WSPARCIE