Ta historia może podnieść ciśnienie wszystkim polskim użytkownikom elektrycznych hulajnóg wyposażonych w siodełko. Zaznaczamy więc od razu: opisujemy indywidualny przypadek. Jeśli jest takich więcej – nie ma jak się o nich dowiedzieć. Ale mechanizm, który tu zadziałał, wskazuje, że w przyszłości takich historii może, niestety, przybywać.

Żeby zilustrować problem, weźmy np. konia. Koń, po założeniu mu uprzęży i osiodłaniu, nie staje się innym zwierzęciem – nadal jest koniem. Ale z elektryczną hulajnogą – według prawa – jest inaczej.

Koń z siodłem
Koń, nawet jeśli ma założone siodło, nadal jest koniem. W przypadku elektrycznej hulajnogi z zamontowanym siodełkiem ta zasada jednak nie działa. Fot. Unspash

E-hulajnoga, po domontowaniu siodełka, według Kodeksu drogowego przestaje być hulajnogą i staje się – przynajmniej tak wyjaśnił to policjant w Sopocie bohaterowi tej historii – „innym pojazdem”. Choć nadal wygląda jak e-hulajnoga, jeździ jak e-hulajnoga i generalnie ma wszystkie parametry typowe dla e-hulajnogi, to formalnie elektryczną hulajnogą już nie jest.

⇒ PRZECZYTAJ TEŻ:

Dlatego robimy zastrzeżenie – używając w tekście określenia „e-hulajnoga” stosujemy je w znaczeniu potocznym, nie stricte prawnym. Natomiast, jak się zaraz okaże, potencjalne konsekwencje tej sytuacji okazują się większe, niż można się tego było spodziewać. I dotyczą nie tylko użytkowników – także producentów i dystrybutorów tego typu „innych pojazdów” w Polsce.

„Pan jechał innym pojazdem”

Marek Zdyb to emerytowany inżynier i posiadacz miejskiej e-hulajnogi Kugoo M4, do której można domontować fabrycznie przystosowane do tego siodełko. Pochodzi z Warszawy, a od kilku tygodni przebywa w Sopocie. W pewien lipcowy poranek wracał tam swoją e-hulajnogą z zakupów w warzywniaku.

Marek Zdyb i jego hulajnoga z siodełkiem - przyczyna kary za brak OC
Marek Zdyb. Zdjęcie własne

– Mam 72 lata i to „jeździdełko” jest jakby stworzone dla mnie. Jeżdżę nim po ścieżkach, tak jak rowerem, ale nie muszę pedałować, nie muszę też stać jak na zwykłej hulajnodze, na co nie mam siły. To urządzenie ogromnie ułatwia mi poruszanie się i pozwala zachować mobilność – opowiada Marek Zdyb.

Tego dnia miał pecha. Jego relacja w skrócie brzmi tak: samochód wyjeżdżający z parkingu najpierw wprawdzie zatrzymał się przed przejazdem przez drogę dla rowerów (którą Zdyb jechał na swoim Kugoo), jednak najwyraźniej kierująca autem kobieta zagapiła się – bo ruszyła akurat w momencie, gdy wjeżdżał przed maskę auta. Skutki: potrącenie, wywrotka, pogotowie i policja. Oba pojazdy jechały z bardzo małą prędkością, Zdyb miał na głowie kask, skończyło się na złamanym żebrze i palcu.

Jak opowiada dalej, kierująca od razu przyznała się do odpowiedzialności za zdarzenie, potem otrzymał nawet odszkodowanie z jej polisy OC. Ale policjant – który najwyraźniej znał już nowe polskie przepisy dla mikromobilności – zakwestionował użyte w zeznaniu poszkodowanego określenie „elektryczna hulajnoga”.

– O przepraszam, pan nie jechał e-hulajnogą, pan jechał innym pojazdem – miał usłyszeć od funkcjonariusza. To samo stanowisko podtrzymał kolejny policjant, gdy kilka dni później emeryt poszedł na komendę złożyć zeznanie.

Elektryczna hulajnoga to pojazd bez siodełka

Patrząc ściśle na literę prawa – policjanci, przynajmniej do tego momentu, mieli rację. Po nowelizacji, która weszła w życie 20 maja tego roku, przepis w Kodeksie drogowym definiuje elektryczną hulajnogę jako „pojazd bez siodełka i pedałów”. Wie to każdy, kto czyta nasz portal, a zwłaszcza zna nasz multimedialny hub „SmartRide. Przepis na jazdę” na temat nowych przepisów dla e-pojazdów.

– Jakim innym pojazdem jechałem? – dopytywał się Zdyb.

– No, w zasadzie to jest coś, jak motorower – miał mu odpowiedzieć policjant przyjmujący zeznanie. I tu zaczynają się kontrowersje.

Hulajnoga Kugoo M4
Po lewej – elektryczna hulajnoga, bez żadnych wątpliwości. A po prawej? Zmieniła się w motorower?

Co ciekawe, ze swojej strony policja żadnych konsekwencji wobec Marka Zbyba nie wyciągnęła, choć teoretyczny „inny pojazd”, w szczególności motorower, nie jest uprawniony do poruszania się drogą dla rowerów. Ale sankcje nadeszły z zupełnie nieoczekiwanej strony – od Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego (UFG).

Na scenę wchodzi UFG

– Takimi pojazdami jeździ dużo starszych osób, zacząłem ich potem zagadywać na ulicy. Wszyscy je kupowali i spokojnie używali z przekonaniem, że mają normalne e-hulajnogi. Takie hulajnogi z siodełkiem jakiś czas temu sprzedawał nawet Lidl, sporo osób wtedy je kupiło – opowiada nam Marek Zbyb. – Po tej kolizji raz pierwszy usłyszałem, że moja hulajnoga może być uważana za jakiś inny pojazd. To był szok.

Drugi szok przeżył nasz rozmówca po otrzymaniu oficjalnego pisma z Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego, które nadeszło w pierwszych dniach września. Redakcja SmartRide.pl ma skan tego pisma. Fundusz skonstatował w nim, że Zdyb został skontrolowany jako posiadacz „motoroweru o tablicach rejestracyjnych BRAKTABLIC” (oryg.) – i nie miał wymaganego dla motoroweru obowiązkowego OC.

Seniorzy korzystający z elektrycznych hulajnóg z siodełkiem najpewniej nie mają pojęcia, że ich pojazd jest „nienormatywny”. Na zdjęciu – scenka z ulic Warszawy. Fot ZD/SmartRide.pl

Brak OC dla pojazdu mechanicznego, który takiego ubezpieczenia wymaga, to naruszenie Ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych. To zresztą dość częsty grzech kierowców. Za to są kary, niekiedy słone.

Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny wezwał Marka Zdyba do przedłożenia kompletu dokumentów dotyczących pojazdu – poprzedniej polisy OC, dowodu rejestracyjnego, umowy nabycia pojazdu. Ewentualnie – przesłanie dokumentów potwierdzających, że pojazd jest zabytkowy, bo jako zabytek byłby zwolniony z OC.

A za brak ubezpieczenia UFG nałożył opłatę karną: 190 zł. Termin na wszystko: 30 dni od daty doręczenia pisma.

Z każdej strony ściana

W tym momencie absurdy zaczynają się piętrzyć. Bo jedyny dokument dotyczący  pojazdu, jaki mógłby ewentualnie przedstawić adresat pisma, to paragon ze sklepu (kupił hulajnogę w ubiegłym roku).

O zarejestrowaniu Kugoo M4 jako motoroweru nie ma mowy – pojazd musiałby mieć wtedy homologację i całe obowiązkowe dla motoroweru wyposażenie techniczne. Na wszelki wypadek Marek Zdyb zgłosił się jeszcze z tym pytaniem do lokalnego urzędu komunikacji, gdzie oczywiście otrzymał odpowiedź odmowną.

A bez rejestracji – nie wchodzi w grę wykupienie obowiązkowego OC dla pojazdu. Wprawdzie dla elektrycznych hulajnóg są już na rynku produkty ubezpieczeniowe (w tym chroniące od odpowiedzialności cywilnej), ale to nie ten rodzaj ubezpieczenia, którego wymaga ustawa.

Niestety nie możemy ubezpieczyć pojazdu hulajnogi Kugoo m4 500W w zakresie obowiązkowego ubezpieczenia OC. Ten pojazd nie wymaga rejestracji i ubezpieczenia – poinformował pisemnie Marka Zdyba agent PZU, do którego ten zwrócił się z pytaniem. – OC obowiązkowe dotyczy pojazdów podlegających rejestracji – potwierdza nam Marcin Tarczyński z Polskiej Izby Ubezpieczeń.

Mikropojazdy elektryczne starzeją się wprawdzie szybko, bo rynek się dynamicznie rozwija – ale zabytkiem hulajnoga Kugoo M4 z całą pewnością również jeszcze nie jest.

Jednym słowem – kompletny pat.

Hulajnogi dla mniej sprawnych

– Prawda jest taka, że nawet gdyby dało się zarejestrować moje „jeździdełko”, to mnie nie interesuje posiadanie motoroweru. Nie mógłbym wtedy korzystać z dróg rowerowych, musiałbym jeździć jezdnią obok samochodów, a tego się zwyczajnie obawiam – mówi Marek Zdyb. – Przecież to jest mała hulajnoga. Ona ma sens tylko wtedy, jeśli traktować ją jako e-hulajnogę właśnie.

Aż taka mała to ona, po prawdzie, nie jest. Ma 10-calowe koła, silnik 500W, waży 26 kg. Deklarowany przez producenta zasięg to 45 km. Niemniej – wszystkie te parametry niczym nie odbiegają od standardów na rynku konwencjonalnych e-hulajnóg, przeznaczonych do użytku w mieście. Do hulajnogowych bestii ten sprzęt na pewno się nie zalicza.

Nie ma wątpliwości, że dla seniorów hulajnoga z siodełkiem to pomoc w życiu. Po dokręceniu siodełka nie staje się ona ani na jotę bardziej ryzykowna na drodze od zwykłej e-hulajnogi, przeciwnie, ma nawet większą stabilność. Jedna z amerykańskich firm wypożyczających hulajnogi na minuty, chcąc się pochwalić modnym, inkluzywnym podejściem, szczyci się nawet, że do swoich flot wprowadziła tego typu pojazdy, otwierając się tym samym także na osoby o ograniczonej mobilności. Przykład na screenshocie poniżej.

Scoot - hulajnoga na minuty z siodełkiem
Hulajnoga na minuty z siodełkiem. Dla tej firmy wprowadzenie do floty takich pojazdów to dowód na jej odpowiedzialne społecznie podejście. Screenshot z witryny Scoot.

Dlaczego więc w Polsce siodełko znalazło się na cenzurowanym? To jest pytanie za 100 punktów. I drugie, jeszcze lepsze: czy są szanse, żeby to zmienić?

Resort infrastruktury: tak jest też w innych krajach UE

Do Ministerstwa Infrastruktury, które odpowiadało za stworzenie nowych przepisów, wysłaliśmy pytanie: dlaczego definiując elektryczną hulajnogę „zbanowano” w niej siodełko?

Biuro prasowe resortu odpowiedziało, że podczas prac nad stosowną nowelizacją Prawa o ruchu drogowym przeanalizowano regulacje w innych krajach członkowskich UE. – Przy opracowaniu definicji hulajnogi elektrycznej w Polsce oparto się na rozwiązaniach przewidzianych w takich krajach jak Niemcy, Francja, Dania czy Słowacja, które definiują hulajnogę elektryczną jako pojazd bez siedzenia – odpisały nam służby prasowe ministerstwa.

Czyli: zrobiono kopiuj-wklej. Ale jeśli podrążyć temat głębiej – co już robiliśmy wiosną tego roku w tym tekście, a także w rozmowie z adwokatem Adamem Baworowskim – można ustalić więcej. I wszystko wskazuje na to, że inż. Marek Zdyb stał się, niestety, ofiarą problemu systemowego. Wylądował ze swoim Kugoo w próżni prawnej.

Za rozwojem elektrycznej mikromobilności – w tym rosnącą popularnością e-hulajnóg z siodełkiem – po prostu nie nadąża szersze prawo UE. Korzenie problemu, a przynajmniej jeden z nich, tkwią w unijnym rozporządzeniu dotyczącym homologacji (168/2013). Akt ten wymienia jakiego typu osobiste e-pojazdy są zwolnione z obowiązków homologacyjnych. Przywilej ten przysługuje m.in. elektrycznej hulajnodze – ale jedynie takiej bez siodełka. Prawdopodobnie w czasie, gdy w Brukseli powstawało to rozporządzenie, temat „e-hulajnoga z siodełkiem” w praktyce nie istniał. Jeśli jednoślad miał siedzenie, to już był większy kaliber pojazdu. Na przykład właśnie motorower.

Pojazdy elektryczne - hulajnoga i...
Wypożyczalnia turystyczna. Hulajnoga, jaka jest, każdy widzi. A drugi pojazd? Brak tablic rejestracyjnych (wymaganych  dla motoroweru) wskazuje na to, że on również jest wypożyczany jako e-hulajnoga… Fot. ZD/SmartRide.pl

Faktem jest, że oprócz klasycznych miejskich e-hulajnóg, w których siodełko zupełnie nie zmienia lekkiego charakteru pojazdu, są też inne – różnego typu hulajnogowo-skuterowe hybrydy, ciężkie, o dużej mocy. Takie też można spotkać na polskich drogach, niektóre modele są popularne w stacjonarnych wypożyczalniach dla turystów. W tym przypadku trudno się dziwić, że powinny je obejmować odmienne przepisy.

Hulajnogowa segregacja

Pomimo, że od 20 maja obowiązuje ustawowa definicja hulajnogi elektrycznej jako pojazdu bez siodełka, e-hulajnogi z siodełkiem nadal są powszechnie dostępne w sprzedaży.

Czy klienci, którzy je kupują, są świadomi, że to pojazd nienormatywny, którym – gdyby ściśle trzymać się przepisów – można jeździć wyłącznie po terenie prywatnym i drogach niepublicznych? Bardzo wątpliwe. Pobieżny research witryn handlowych nie wykazał, by przy ofertach w ogóle pojawiała się tego typu informacja. Dlaczego się nie pojawia, to raczej oczywiste.

Co więcej – dokładnie ta sama sytuacja dotyczy np. niewielkich rowerków, na których można jechać bez pedałowania, napędzając je jedynie z manetki (bywają nazywane throttle bike). Zapytaliśmy o nie firmę 2N-Everpol – polskiego dystrybutora, który oferował kilka tego typu modeli (określając je jako skutery elektryczne) marki Blaupunkt i PRIME3.

– Na ten moment wstrzymaliśmy sprzedaż takich modeli w Polsce i oferujemy je wyłącznie klientom poza Polską. Klientów w kraju, w przypadku zapytań, informujemy, iż takie pojazdy użytkować można zgodnie z prawem wyłącznie na terenach prywatnych – odpowiedziała nam Katarzyna Dokowicz z 2N-Everpol. – Czekamy na zmiany w przepisach, które w jasny sposób określą miejsce i warunki dla takiego produktu w hierarchii pojazdów mobilnych czy UTO. Z nieznanych nam powodów zostały one całkowicie wyeliminowane, bądź celowo pominięte – dodała.

UFG: „To nie my klasyfikujemy pojazd”

Zanim takie zmiany jednak nastąpią – jeśli w ogóle – pozostaje pytanie o teraźniejszość. Czy użytkownicy hulajnóg z siodełkiem powinni obawiać się kontroli policyjnych, a potem nakładania kar przez Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny?

Do elektrycznej hulajnogi z siodełkiem nie można wykupić OC dla pojazdu
Użytkownik elektrycznej hulajnogi z siodełkiem może wykupić dla siebie ubezpieczenie – także OC. Ale nie będzie to OC dla pojazdu. Fot. ZD/SmartRide.pl

Odpowiedź na pierwsze pytanie znają jedynie sami funkcjonariusze. Z całą pewnością ważniejszych wykroczeń na drogach nie brakuje i na razie nie słychać o tym, by policjanci ścigali za siodełka (choć o pojedynczych przypadkach już wiadomo). Gdyby nie feralna  kolizja, Marek Zdyb zapewne do dziś nie wiedziałby, że jeżdżąc swoją hulajnogą narusza jakiekolwiek przepisy.

UFG zapytaliśmy o generalną linię podejścia do tego typu przypadków: czy zdaniem Funduszu osoba poruszająca się elektryczną hulajnogą z siodełkiem wykracza także przeciw ustawie o obowiązkowych ubezpieczeniach? Rzecznik Funduszu Damian Ziąber podszedł do sprawy bardzo poważnie.

– My, czyli UFG, nie mamy żadnej „linii”. Klasyfikacji pojazdu dokonuje dana służba, w tym przypadku: policja. My w zawiadomieniu od służby widzimy jedynie wpisany rodzaj pojazdu i stosownie do tego działamy – wyjaśnił nam Ziąber po zbadaniu sprawy. Całą rozmowę z rzecznikiem Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego o problemie „nienormatywnych” e-pojazdów i o przypadku z Sopotu publikujemy osobno – link poniżej.

Zatem – działanie UFG to po prostu automatyczna procedura. Do Komendy Głównej Policji wysłaliśmy więc pytania o to czy (i ewentualnie dlaczego) Policja będzie z zasady kwalifikowała teraz e-hulajnogi z siedzeniem jako motorowery. Czekamy na odpowiedź, to zwykle trochę trwa.

Z policją warto rozmawiać

Wnioski na teraz z tej historii są takie:

  • Elektryczna hulajnoga z siodełkiem formalnie nie podpada pod przepisy drogowe dla e-hulajnóg i użytkując taki pojazd trzeba mieć tego świadomość. Bo nawet w wersji lajt może to oznaczać np. mandat za jazdę po drodze dla rowerów albo po chodniku. Świadomi użytkownicy powinni w zasadzie wiedzieć to już wcześniej.
  • W razie kontroli policyjnej trzeba usilnie negocjować, aby „inny pojazd” nie został zakwalifikowany w policyjnych kwitach jako motorower. Bo gdy tak się stanie, to uruchamia się procedura i kara od UFG jest jak w banku.
  • Jeśli trafi się służbista – to pech. Ale dla życzliwie nastawionego funkcjonariusza, choćby wskazanie możliwości odmontowania siodełka poprzez odkręcenie kilku śrub może być argumentem (choć bardziej zdroworozsądkowym niż prawnym).

– W ustawie nigdzie nie jest napisane jednoznacznie, że e-hulajnoga z siodełkiem to motorower. To nadinterpretacja. Sam wygląd pojazdu wskazuje, że to hulajnoga – uważa Marek Zdyb.

Przyszłość? „Będą interpelacje poselskie”

Dla biznesu wycięcie z oferty e-hulajnóg z siodełkiem oznacza duże ograniczenie katalogu produktów. Użytkowników pozbawia to możliwości korzystania z pojazdów, które są im potrzebne. I niewątpliwie grozi zablokowaniem jednego z kierunków rozwoju elektrycznej, bezemisyjnej mikromobilności.

Czy da się jakoś systemowo rozwiązać ten problem? Być może – tego nie umiemy ocenić. Tu otwiera się pole do popisu dla prawników biegłych w odpowiednich dziedzinach prawa, w tym także w relacjach prawa krajowego z unijnym.

Z dalszej części cytowanej już wcześniej odpowiedzi Ministerstwa Infrastruktury wynika, że na własną inicjatywę resortu co do szybkiej nowelizacji Prawa o Ruchu Drogowym w tym zakresie raczej nie ma co liczyć. Zresztą podczas debat w parlamencie nad nowymi przepisami, które SmartRide.pl uważnie śledziło, także żaden parlamentarzysta opozycyjny nie podniósł kwestii siodełka.

To ostatnie może się zmieni, bo bohater naszej historii rozpoczął krucjatę o zmianę prawa. Wszedł w kontakt z biurami posłów (a także jednego z senatorów) od lewa do prawa – od Lewicy po Konfederację. Jednych polityków temat może zainteresować z uwagi na los seniorów, inni być może dostrzegą w nim kolejne urzędnicze przeregulowanie prawa, prowadzące do absurdalnych sytuacji.

– Nadzieje są. Wszystkie biura parlamentarzystów, z którymi rozmawiałem, obiecywały podjęcie tematu i wystosowanie interpelacji – mówi Marek Zdyb.

„Inni mają jeszcze gorzej”

Znając realia, problem na długo może jednak pozostać w szarej strefie. Na zakończenie (i pocieszenie), zanim ktoś zacznie psioczyć na „ten kraj” można zacytować jedną z dawnych piosenek Kazika i z czystym sumieniem powiedzieć, że „inni mają jeszcze gorzej”.

Sporo mogliby o tym opowiedzieć np. użytkownicy prywatnych e-hulajnóg w Wielkiej Brytanii, w ogóle zakazanych na Wyspach. A wiosną tego roku polska seniorka przebywająca w Holandii opowiedziała nam historię, jak jechała tam drogą rowerową na małym, elektrycznym rowerku, napędzanym z manetki. Do celu nie dotarła – pojazd okazał się nielegalny i holenderska policja rowerek po prostu jej zabrała. Pola na negocjacje nie było.


⇒ KOMPENDIUM DLA ŚWIADOMYCH UŻYTKOWNIKÓW:

Elektryczne hulajnogi – przepisy i regulacje. “SmartRide. Przepis na jazdę”

WSPARCIE