Ryzyko śmierci użytkownika elektrycznej hulajnogi w wypadku drogowym nie jest większe niż rowerzysty. Podobne jest także prawdopodobieństwo trafienia z obrażeniami na ostry dyżur, choć niektóre analizy wskazują, że hulajnogista jest nieco bardziej zagrożony koniecznością hospitalizacji. Tak wynika z badań Międzynarodowego Forum Transportu (ITF), które wzięło pod lupę mikromobilność i bezpieczeństwo nowych osobistych środków lokomocji, najczęściej napędzanych elektrycznie.

ITF (od International Transport Forum) to organizacja międzyrządowa, zrzeszająca 60 członków (w tym Polskę), związana z OECD. W tym tygodniu ITF opublikowało blisko 100-stronicowy raport ze swoich badań pt. „Safe Micromobility” (jest dostępny do pobrania). Przeprowadzone analizy i estymacje doprowadziły autorów raportu do wniosku, że:

wskaźnik ryzyka dla współdzielonych hulajnóg to 78-100 wypadków śmiertelnych na 1 mld przejazdów.

Czy to dużo? Jak się okazuje – nie więcej niż w przypadku innych popularnych środków lokomocji. Dla porównania – rowerzyści poruszający się po mieście muszą się liczyć z ryzykiem na poziomie 21-257 wypadków śmiertelnych na 1 mld podróży. Z jeszcze większym ryzykiem wiąże się jazda na skuterze lub motocyklu (132-1164 śmiertelnych wypadków na 1 mld przejazdów).

Co ciekawe, wbrew medialnym opiniom o „niebezpiecznych e-hulajnogach”, podobny wniosek płynie z przeprowadzonego na dużą skalę pilotażu mikromobilności w Chicago (raport na ten temat opisaliśmy wczoraj: w ciągu czterech miesięcy programu, na łącznie 826 tys. przejazdów współdzielonymi hulajnogami, odnotowano zaledwie 192 incydenty skutkujące trafieniem do szpitala (i żadnego śmiertelnego).

E-hulajnogi poprawią bezpieczeństwo miast

ITF odnotowuje także, że średnio cztery na pięć śmiertelnych wypadków z udziałem elektrycznej hulajnogi (a także roweru) to wydarzenia wynikające z kolizji z pojazdami zmotoryzowanymi. Ogólnie rzecz biorąc – większe zagrożenie (uwzględniając ofiary wśród pieszych) wiąże się z używaniem w mieście samochodu lub motocykla niż z korzystaniem z lekkiej mikromobilności.

Analizy te prowadzą autorów raportu do strategicznego wniosku:

rozwój mikromobilności z czasem uczyni ruch drogowy w miastach bezpieczniejszym.

Stanie się tak w wyniku przewidywanego zastąpienia części podróży samochodem przejazdami na e-hulajnogach i innych pojazdach mikromobilnych (choć zarazem fakt, że niektórzy piesi sięgą po e-hulajnogę, zamiast poruszać się per pedes, przyniesie efekt przeciwny).

ITF zauważa przy tym fakt, który wydaje się umykać wielu krytykom e-hulajnóg. Rozwój mikromobilności oznacza w perspektywie dla mieszkańców miast możliwość bardziej komfortowego korzystania z transportu zbiorowego, niejako „zbliżając” ich do przystanków i stacji metra, do których dystans dziś musieliby pokonywać pieszo. A to daje szansę, że będą go częściej wybierać (co ważne, dobrowolnie). Upowszechnienie urządzeń transportu osobistego w naturalny sposób skłoni też miasta do szybszej rozbudowy infrastruktury dla elektrycznej mikromobilności – czyli w większości tej samej infrastruktury, z której korzystają rowerzyści.

Zarazem jednak bardzo szybka popularyzacja i ewolucja mikromobilności to wyzwanie dla władz – powinny one tworzyć regulacje, które z jednej strony nie zatrzymają tego pozytywnego trendu, a z drugiej – trwale zapewnią bezpieczne środowisko w miastach dla e-hulajnóg i innych urządzeń transportu osobistego (UTO).

Międzynarodowe Forum Transportu sformułowało także 10 rekomendacji dla miejskich i państwowych regulatorów, którymi powinni się oni kierować, by jak najskuteczniej rozwijać bezpieczną mikromobilność w miastach. Przedstawimy je w osobnym artykule.


Zapraszamy do obserwowania nas na Twitterze i Facebooku

 

 

 

WSPARCIE