Pod koniec zeszłego roku opisywaliśmy historię Aleksandra Pitury, cukiernika ze Zgorzelca. Miał on zwyczaj, jeżdżąc do banku w Görlitz, po niemieckiej stronie granicy, zabierać elektryczną hulajnogę do bagażnika, parkować na obrzeżach centrum i podjeżdżać nią ostatni etap trasy. Pewnego razu zatrzymała go policja.
Pitura jechał przepisowo, nie miał jednak obowiązkowego w Niemczech ubezpieczenia na e-hulajnogę. Sprawa nieoczekiwanie zrobiła się poważna – policja skierowała wniosek do sądu. Polakowi zagroziło nawet 1 tys. euro kary.
Indywidualny przypadek polskiego przedsiębiorcy ujawnił przy okazji pewien systemowy problem – Polacy, jeśli nie są rezydentami w Niemczech, nie mogą legalnie korzystać tam ze swoich osobistych pojazdów elektrycznych. Wymagane ubezpieczenie pojazdu, dokumentowane odpowiednimi plakietkami na e-hulajnodze (na oko przypominającymi tablice rejestracyjne), może tam bowiem wykupić tylko osoba z niemieckim adresem. W Polsce nie da się zdobyć OC przypisanego do samej e-hulajnogi, które byłoby honorowane za Odrą. – To rodzaj wykluczenia – oceniali niektórzy komentatorzy w naszym tekście.
· POZNAJ CAŁĄ HISTORIĘ:
Polacy bez szans na legalnie korzystanie ze swoich e-hulajnóg w Niemczech
Dla Aleksandra Pitury sprawa skończyła się happy endem. Niedawno otrzymał pismo z informacją o umorzeniu sprawy. Zastosowano par. 153 niemieckiego Kodeksu karnego (StPO), który pozwala prokuraturze lub sądowi odstąpić od ścigania (lub umorzyć postępowanie) czynu o o niskiej szkodliwości. Z bohaterem historii rozmawiamy poniżej, pytając o jego ocenę całej sytuacji i wnioski.
Systemowy problem z niemożnością używania przez Polaków swoich prywatnych e-hulajnóg w Niemczech pozostaje aktualny.
Zbigniew Domaszewicz: Jak Pan ocenia decyzję niemieckiego sądu? Dlaczego sprawa została umorzona?
Aleksander Pitura: Nie znam dokładnej podstawy umorzenia sprawy. Oczywiście cieszę się jednak, że sąd przychylił się do przesłanych przeze mnie wyjaśnień i, co więcej, dysponował odpowiednimi instrumentami do wydania takiego wyroku.
Zrezygnował pan z korzystania z hulajnogi elektrycznej w Görlitz? Czy jednak ryzykuje pan i jeździ dalej?
Od czasu tych wydarzeń nie byłem jeszcze w Görlitz w banku. Ale po powrocie do normalności będę musiał tam się udać i w tym przypadku skorzystam z podpowiedzi jednego ze znajomych – zabiorę ze sobą zwykłą hulajnogę, co do której nie trzeba spełniać żadnych warunków. Dzięki temu zaparkuję auto poza ścisłym centrum, a w banku znajdę się w podobnym czasie.
Sugerowano panu w Niemczech ubezpieczenie swojej e-hulajnogi na znajomego, który tam mieszka – jako jedyny sposób, by legalnie jeździć za Odrą własnym sprzętem. Nie skorzystał pan z tej sugestii?
Nie, nie rozważam opcji ubezpieczenia na znajomego rezydenta w Niemczech, bo w razie jakiejkolwiek szkody ten rezydent poniesie konsekwencje i będzie miał wzrost składki.
Jakieś wnioski z całej tej przygody?
Wnioski… Zabierałem hulajnogę elektryczną w bagażniku, żeby sobie ułatwić codzienne życie. I będę je usprawniał nadal. Pewnie jeszcze nie raz mnie życie zaskoczy, ale tylko kto nie myje naczyń, ten ich nie tłucze, prawda?
Zderzył się pan z niemieckimi regulacjami dotyczącymi e-hulajnóg i obowiązku ich ubezpieczania. Jak pan je ocenia w porównaniu do przepisów planowanych obecnie w Polsce?
Moje podejście w tej kwestii jest bardzo radykalne: „Jesteś uczestnikiem ruchu? Bierz pełną odpowiedzialność.” I każdy uczestnik ruchu powinien być traktowany równo. Jeśli kierowcy samochodów mają obowiązek wykupienia OC, aby w razie wystąpienia szkody mogli bez zbędnej zwłoki ją zlikwidować, to tak samo powinno być z e-hulajnogami.
W Polsce powstaje karykatura prawa związanego z UTO, bo rządzący najwyraźniej sami nie wiedzą czego chcą. Nowe przepisy nie będą wymagały ubezpieczenia elektrycznej hulajnogi, a co za tym idzie my, Polacy, w dalszym ciągu będziemy mieli problem z korzystaniem z UTO po niemieckiej stronie.
· CZYTAJ TEŻ:
Jakie przepisy rząd chce w Polsce wprowadzić dla e-hulajnóg i UTO
Pan sam się sparzył na obowiązkowym ubezpieczeniu elektrycznych hulajnóg w Niemczech. Uważa pan, że taki wymóg powinien być też Polsce?
Korzystanie z urządzenia, które potrafi szybko osiągać 25 km/h, a w wyniku nieopatrznego, nawet lekkiego, ruchu kierownicą może dosłownie wjechać pod koła samochodu, zmieniając pas, powinno zmuszać do włączania myślenia i wyobraźni. Na drodze nie ma miejsca na beztroskę. A nic tak nie przemawia do wyobraźni, jak groźba konsekwencji finansowych. W tym przypadku spowodowanie szkody powodowałoby zwiększenie stawki ubezpieczenia. Rodzice z pewnością zastanowiliby się dwa razy czy puścić dziecko na urządzeniu podpiętym do swojego OC.
Z drugiej strony, Niemcy na pewno nie zmienią swojego prawa. Gdyby więc Polska wprowadziła zapisy podobne do niemieckich, to korzyść byłaby podwójna, bo problem dla Polaków chcących tam korzystać z e-hulajnogi zostałby zażegnany.
Historie, których nie przeczytasz gdzie indziej.
Obserwuj SmartRide.pl na Facebooku lub Twitterze