Od wczoraj liczne media w Polsce ekscytują się przypadkiem ze Słupska, kiedy to policjanci „złapali” na radar ręczny użytkownika hulajnogi elektrycznej jadącego z prędkością 55 km/h po drodze dla rowerów. Czyli o 35 km/h szybciej niż można w Polsce jeździć e-hulajnogą gdziekolwiek.
Jest to przypadek nie pierwszy tego typu i nie ostatni. Przekroczenia prędkości tej skali się zdarzają, podobnie jak (znacznie rzadziej, ale jednak) zdarzały się już sytuacje namierzenia i karania tych wykroczeń przez Policję. Owszem, rażące jest tu to, że 23-latek jechał tak szybko drogą dla rowerów (przy czym ze zdjęć policyjnych wynika, że rzecz działa się chyba na zupełnie pustych terenach magazynowych), natomiast sam fakt rozwinięcia elektryczną hulajnogą prędkości 55 km/h nikogo, kto zna możliwości tych pojazdów, nie zszokuje. Media mainstreamowe to grzeją, bo sezon dopiero się zaczyna, więc dawno takich sensacji nie było.
W informacji ze Słupska pojawia się jednak pewien bardzo ciekawy, nowy wątek. Tyle że wcale nie ten, który skupia gros uwagi.
• WIĘCEJ CIEKAWYCH TREŚCI NA TEMAT HULAJNÓG ELEKTRYCZNYCH ZNAJDZIESZ NA NASZEJ STRONIE GŁÓWNEJ
Co grozi za zbyt szybką e-hulajnogę?
Jak wiadomo, polskie przepisy nie tylko zabraniają jazdy e-hulajnogą szybciej niż 20 km/h (to w Kodeksie drogowym), ale nakazują także, aby e-hulajnogi wprowadzane do obrotu od 2022 roku, czyli już prawie od 3,5 roku, miały także konstrukcyjny ogranicznik prędkości do 20 km/h (to w rozporządzeniu technicznym). Dlatego sprzęt z oficjalnych źródeł jest zablokowany do 20 km/h, zaś normą jest dopiero późniejsze zdejmowanie tej blokady przez nabywcę. Rzecz bardzo powszechna (patrz grafika dalej w tekście) i sama w sobie niestanowiąca wykroczenia (bo teoretycznie hulajnoga może zostać odblokowana do użytku np. na terenie prywatnym).
⇒ MOŻE CIĘ ZAINTERESOWAĆ:
Pytanie o to, co może właściwie grozić za jazdę odblokowaną e-hulajnogą po „zwykłej” drodze, należy do bardzo częstych pytań, jakie dostajemy na redakcyjną skrzynkę lub w komentarzach na naszym kanale na YouTube. Jak traktować taki pojazd i jakie kary w związku z tym ryzykuje użytkownik? Praktyka na drogach jest jednak taka, że na te pytania nie ma obecnie prostej, pewnej odpowiedzi.
Do tej pory Policja, w różnych znanych nam sytuacjach, zadowalała się po prostu nałożeniem mandatu za nadmierną prędkość.
Wczorajszy przypadek jest jednak inny.
Już nie tylko mandat za prędkość. „Pojazd niedopuszczony do ruchu”
Funkcjonariusze zatrzymali do kontroli 23-letniego kierującego hulajnogą i ustalili, że pojazd, którym kierował z uwagi na możliwość rozwinięcia prędkości powyżej 20 km/h nie spełnia warunków technicznych dopuszczenia go do ruchu. Mundurowi sporządzili dokumentację w związku z popełnionymi wykroczeniami tj. przekroczeniem prędkości o 35 km/h oraz kierowaniem pojazdem niedopuszczonym do ruchu i będą prowadzić postępowanie w tych sprawach.
– czytamy w komunikacie słupskiej Policji.
To, jak się zdaje, nowość w podejściu policjantów. Za prowadzenie na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu pojazdu niedopuszczonego do ruchu (Art. 94 Kodeksu wykroczeń) grozi najpewniej¹ kara grzywny do 1500 zł (a być może znacznie większa – czytaj dopisek pod tekstem). I będzie to kara, która dołoży się do standardowego mandatu z taryfikatora za przekroczenie dozwolonej prędkości.
Akurat gościa ze Słupska, biorąc pod uwagę cenę sprzętu, jakim jechał, zapewne na płacenie mandatów stać. Ale nie o niego tu chodzi.
Incydent czy nowa praktyka?
To na razie tylko spekulacje, jednak jeśli Słupsk nie jest odosobnionym incydentem, tylko stałby się punktem referencyjnym dla działań Policji w całej Polsce, to konsekwencje dla użytkowników e-hulajnóg (a w ślad za tym także dla rynku) mogą z czasem być znacznie większe niż się na pozór wydaje.

Jeżdżenie po drogach publicznych modelem Teveruna widocznym na policyjnych zdjęciach ze Słupska to akurat bardzo ostentacyjne łamanie przepisów (chyba że egzemplarz pochodzi sprzed 2022 roku). Ale aby sięgnąć po zastosowany przepis nie jest potrzebne tak potężne bydlę. Na dokładnie tej samej zasadzie wystarczy jechać na małej, miejskiej hulajnodze Xiaomi, odblokowanej do „zawrotnej” prędkości 30 km/h, aby prowadzić pojazd niedopuszczony do ruchu – z całym ryzykiem konsekwencji.
Co więcej: można nawet nie przekraczać dozwolonej prędkości. Wystarczy po prostu jechać e-hulajnogą szybszą niż rozporządzenie przewiduje.
Słowo „zawrotnej” dwa akapity wyżej to oczywiście sarkazm. Bo jakkolwiek wypada się cieszyć z wizji wzięcia w karby piratów arogancko łamiących łamiących przepisy (55 km/h na pewno jest nie do usprawiedliwienia na miejskiej drodze rowerowej), to zapewne każdy użytkownik elektrycznej hulajnogi wie, że z kolei wymuszenie zawsze, w każdych warunkach drogowych i na każdym sprzęcie przepisowej prędkości 20 km/h, jest dla odmiany przepisem absurdalnie restrykcyjnym. Mówiąc otwarcie: w wielu sytuacjach przepisem bez sensu. Jego wizualizacją są rowerzyści, z łatwością wyprzedzający telepiącą się 20 km/h hulajnogę sharingową.

Idąc krok dalej: można w ciemno obstawiać, że niemal wszystkie lepsze modele e-hulajnóg (lepsze, czyli mocniejsze, większe, bardziej zaawansowane technologicznie, z większym zasięgiem, generalnie bardziej użyteczne dojazdowo, a zarazem znacznie droższe) sprzedają się tylko dlatego, że klienci mogą je odblokować. Kto kupiłby dużą (stabilniejszą!), ważącą pod 30 kg hulajnogę z pojemnym akumulatorem, zawieszeniem, hydraulicznymi hamulcami, wysokiej klasy osprzętem, etc, jeśli nigdy nie mógłby na niej pojechać szybciej niż 20 km/h? Cała kategoria wartościowych, doinwestowanych technicznie sprzętów traci rację bytu.
Można zaryzykować dość drastycznie brzmiącą tezę, że hulajnogi elektryczne zdobywają w Polsce popularność i okazują się użyteczne dzięki temu, że ich użytkownicy mają przestrzeń do ignorowania niektórych przepisów
– pisaliśmy w naszym raporcie „Jeźdźcy 2024”, po analizie odpowiedzi respondentów. To stwierdzenie niepoprawne politycznie, ale prawdziwe. Jeśli przypadek ze Słupska okazałby się w pewnym sensie precedensowy, ta przestrzeń może się częściowo zamknąć. I nawet nie muszą się w tym celu zmieniać żadne przepisy, wystarczy, że Policja zmieni swoją praktykę. Do czego zresztą mogą ją zmotywować użytkownicy innych pojazdów, znacznie powszechniejszych: szybkich i mocnych elektrycznych fatbike’ów, masowo wykorzystywanych przez dostawców jedzenia.
¹ Piszemy w tekście „najpewniej”, bo jak się okazuje, nawet ten przepis nie jest do końca jasny. Art. 94 Kodeksu wykroczeń po nowelizacji można rozumieć tak, że za prowadzenie pojazdu niedopuszczonego do ruchu grozi kara tylko „do 1500 zł” ale istnieją też interpretacje, że jest to „kara aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny nie niższej niż 1500 złotych” .
Artykuł edytowany redakcyjnie 27.03.2025, rozwinęliśmy niektóre informacje
⇒ POLECAMY:
⇒ Chcesz wesprzeć naszą pracę? Nie zbieramy na Patronite ani nie prosimy o kawę, ale możesz:
- zasubskrybować nasz kanał na YouTube
- oraz zaobserwować stronę na Facebooku. Dziękujemy!