Frankfurt nad Menem to kolejne wielkie miasto Niemiec, w którym będzie obowiązywał zakaz przewożenia elektrycznych hulajnóg w transporcie publicznym. VGF, czyli tamtejszy operator metra i tramwajów wprowadza go od jutra (1 października). Powód: bezpieczeństwo pożarowe. Co ciekawe, zakaz nie dotyczy rowerów elektrycznych.
Zbanowana ostatnia mila
Nietypowo, zaczniemy od subiektywnego komentarza.
Dla rozwoju elektrycznych hulajnóg jako środka transportu – a przede wszystkim dla zwykłej wygody transportowej mieszkańców miast – takie zakazy to bardzo zła wiadomość.
Jednym z atutów elektrycznych hulajnóg jest ich unikatowa kompaktowość. E-hulajnogę można złożyć do niewielkich rozmiarów, łatwo zabrać ze sobą – np. właśnie do metra czy tramwaju – i wykorzystać do szybkiego i wygodnego pokonania ostatniego odcinka podróży. To idealny pojazd na tzw. transport ostatniej mili.
Zakaz przewozu w komunikacji publicznej eliminuje takie zastosowanie, a tego typu decyzje w dzisiejszym świecie potrafią rozprzestrzeniać się wirusowo i bywają naśladowane w kolejnych miastach i krajach. Jak zresztą przeczytacie niżej – to już się dzieje. Naszym zdaniem, taki scenariusz nie jest więc z czasem wykluczony także w Polsce, zwłaszcza w czasach, gdy hasło „bezpieczeństwo” stanowi doskonały klucz do wprowadzania najróżniejszych drakońskich obostrzeń.
Verboten, czyli zabronione
Decyzja ta nie była łatwa dla VGF. Ale bezpieczeństwo pasażerów przewyższa wszystkie inne względy. Powód zakazu: akumulatory litowo-jonowe instalowane w hulajnogach elektrycznych nie są testowane pod kątem wytrzymałości mechanicznej (…) Wiąże się to ze zwiększonym ryzykiem pożaru i wybuchu oraz wydzielania się szkodliwego dla zdrowia dymu – czytamy w komunikacie frankfurckiego przewoźnika, który zarazem prosi swoich pasażerów o wyrozumiałość.
Nie znaczy to bynajmniej, że we Frankfurcie jakaś elektryczna hulajnoga zapaliła się w metrze lub tramwaju. O niczym takim nie wiadomo. FGV powołuje się jednak na, cytujemy, poważne incydenty w innych krajach europejskich oraz kilka raportów. A także na przykłady innych miast w Niemczech, gdzie również pożarów nie było, ale które już wprowadziły zakaz.
Faktycznie, w tym roku zakazy transportowania elektrycznych hulajnóg pojawiają się za Odrą jak grzyby po deszczu – na czele z Berlinem, gdzie operator BVG wprowadził taki szlaban od 1 maja. Miesiąc wcześniej, 2 kwietnia, zakaz przewożenia e-hulajnóg zaczął obowiązywać w metrze, tramwajach i autobusach w Monachium. Z różnych źródeł wynika, że podobnie jest już w Lipsku, Hamburg, Kolonii, Dortmundzie, Düsseldorfie, Norymberdze i wielu, wielu innych.
„Co się zdarzyło w Madrycie, zdarzy się i w Niemczech”
Podstawą takich decyzji niemieckich miejskich przedsiębiorstw transportowych jest raport z zaleceniami Związku Niemieckich Firm Transportowych (VDV – Verband Deutscher Verkehrsunternehmen) opublikowany pod koniec lutego 2024 roku. Raportu nie widzieliśmy, znamy jednak źródłowy komunikat VDV z jego konkluzjami.
Stwierdza on, że punktem wyjścia dla VDV do zajęcia się tym tematem były pożary w pojazdach komunikacji miejskiej w Londynie, Barcelonie i Madrycie. I, wnosząc z komunikatu, chyba tylko tam, bo żadne inne miasta nie są przywoływane. Wystarczyło to jednak, by zarekomendować zakaz.
– To, co wydarzyło się w pojazdach w Madrycie, Barcelonie czy Londynie, może w każdej chwili wydarzyć się w Niemczech – mówi cytowany w komunikacie Ronald Juhrs, przewodniczący komitetu operacyjnego VDV.
Chodzi przede wszystkim o ryzyko pożaru w metrze, które jeździ w tunelu i w przypadku zapłonu pasażerowie mogą bezpiecznie ewakuować się z wagonu dopiero na następnej stacji. A baterie litowo-jonowe palą się bardzo gwałtownie. Bardzo szybkie powstawanie dymu w zamkniętej przestrzeni może skutkować problemami zdrowotnymi pasażerów – czytamy.
Ale skoro już VDV zajął się tematem, to zarekomendował objęcie zakazem na wszelki wypadek także tramwajów i autobusów. A niemieckie miasta te zalecenia realizują. I nie tylko one.
Trzy przypadki i… lawina zakazów
W sierpniu tego roku bardzo podobne zalecenia do wdrożenia na swoim terenie wydał irlandzki National Transport Authority (NTA). Przywołuje on te same przypadki pożarów w Europie, co niemiecki VDV – tyle, że Irlandczycy powołują się już także na… decyzje miast niemieckich (m.in. Berlina) jako na przykład działań do naśladowania. Powstaje wrażenie, że problem e-hulajnóg płonących w wagonach czy autobusach narasta i wymaga szybkiej reakcji.
Na razie jednak (odpukać) przywoływane wydarzenia to trzy incydenty na przestrzeni trzech lat:
- pierwszym był pożar e-hulajnogi w metrze w Londynie 1 listopada 2021 roku. Półtora miesiąca później Transport for London (TfL) wprowadził zakaz transportowania elektrycznych hulajnóg i monocykli we wszystkich londyńskich środkach komunikacji publicznej. Tym samym Londyn stał się pierwszym tak dużym i liczącym się miastem, które wprowadziło tego typu zakazy
- kolejne wydarzenie to pożar e-hulajnogi 17 listopada 2022 roku w pociągu miejskim FCG w Barcelonie. Opisywaliśmy to wówczas w tym artykule, gdzie możecie też zobaczyć nagranie całej sytuacji z kamery w wagonie. Zmobilizowano sześć wozów strażackich, a trzy osoby zostały lekko ranne. Efekt: analogiczny zakaz dla elektrycznych hulajnóg i monocykli w tamtejszym transporcie zbiorowym, wprowadzony kilka miesięcy później. Złamanie zakazu wyceniono na 200 euro.
- trzeci incydent to Madryt, 17 października 2023 roku. Ponownie płonąca elektryczna hulajnoga w pociągu metra i ponownie szybko wprowadzony (od 4 listopada 2023 roku) przez Comunidad de Madrid zakaz transportowania tych pojazdów.
Decyzje w Barcelonie i Madrycie ogłaszano jako tymczasowe, do czasu wyjaśnienia kwestii bezpieczeństwa. Obowiązują jednak nadal.
Mogło nam oczywiście coś umknąć, ale jak się zdaje innych tego typu wydarzeń w Europie nie odnotowano. Wystarczyły one jednak, by uruchomić łańcuch zakazów, w których wprowadzaniu obecnie przodują miasta niemieckie, stając się przykładem dla kolejnych – jak np. we wspomnianej Irlandii.
Elektryczna hulajnoga nie, elektryczny rower… już tak
Co ciekawe – rekomendacje i wdrażane zakazy w transporcie publicznym obejmują jedynie elektryczne hulajnogi oraz znacznie rzadsze od nich monocykle, które chyba oberwały rykoszetem. Nie dotyczą już natomiast e-bike’ów. Rowery elektryczne, a także elektryczne wózki inwalidzkie i pojazdy dla seniorów, które przecież czerpią energię również z baterii litowo-jonowych, przewozić nadal wolno. Dlaczego tak?
Ktoś złośliwy mógłby szukać skojarzeń np. takich, że niemieccy producenci rowerów elektrycznych to nad Renem potężny przemysł, podczas gdy elektryczne hulajnogi są najczęściej importowane z Chin, tworząc niepotrzebną konkurencję. VDV wyjaśnia to inaczej.
Eksperci zauważają, że obecnie nie ma wystarczająco szczegółowych norm i standardów bezpieczeństwa dotyczących akumulatorów litowo-jonowych instalowanych w hulajnogach elektrycznych, ani na poziomie krajowym, ani europejskim.(…) Natomiast te w rowerach elektrycznych, wózkach i pojazdy elektryczne dla seniorów spełniają już znacznie wyższe wymagania normatywne w zakresie bezpieczeństwa baterii – czytamy.
VDV stwierdza, że zalecenia zakazu przewozu e-hulajnóg powinny obowiązywać przynajmniej do czasu, gdy instalowane w nich akumulatory spełnią wystarczający standard bezpieczeństwa.
Nie znamy niemieckich regulacji bateryjnych, nie mamy też wystarczającej wiedzy, by ocenić tę argumentację. W Londynie, Barcelonie, Madrycie czy w Irlandii na celowniku również znalazły się tylko e-hulajnogi i monocykle, a rowery elektryczne ułaskawiono. Jednym z argumentów może tu być fakt, że w rowerze bateria jest ulokowana wyżej, a co za tym idzie jest mniej podatna na uszkodzenia mechaniczne niż w hulajnodze (np. uderzenia podestu o krawężnik).
Śledząc światowe doniesienia o zapłonach elektrycznych pojazdów osobistych trudno jednak zauważyć szczególną różnicę między pojazdami. Przykładowo w Nowym Jorku, gdzie zdarza się dużo pożarów w budynkach mieszkalnych, wywołanych przez akumulatory li-ion, straż pożarna wydaje się częściej mówić o e-bike’ach (używanych masowo z podrasowanymi zasięgami i recyklowanymi bateriami przez imigranckich kurierów food delivery) niż o e-hulajnogach. A gdyby trzymać się ściśle pożarów w komunikacji publicznej – na świecie jednym z takich przypadków był zapłon w metrze w kanadyjskim Toronto, gdzie ostatniego dnia ubiegłego roku zapalił się właśnie rower elektryczny. Zewnętrzny filmik z doniesieniem o tym wypadku osadzamy poniżej.
„Zakaz jest nieproporcjonalny”
Zagrożenie w przypadku zapłonu elektrycznego pojazdu w wagonie jest bez wątpienia duże. Jak wygląda pociąg po takim wydarzeniu pokazują zdjęcia ze wspomnianego pożaru w Madrycie. Jedno widzieliście wyżej, inne można obejrzeć tutaj.
Nie ma też wątpliwości, że sam problem pożarów związanych z bateriami litowo-jonowymi w małych pojazdach elektrycznych jest realny. Nawet jeśli jego skala czasem bywa sensacyjnie wyolbrzymiana w mediach, to na pewno nie jest to temat wymyślony i nie można go bagatelizować. Takie wypadki pochłonęły już wiele ofiar – tylko we wspomnianym Nowym Jorku, według władz miejskich, od 2019 roku akumulatory tego typu wywołały 733 pożary, zginęło w nich 29 osób.
⇒ PRZECZYTAJ TEŻ: Elektryczna hulajnoga i UTO w autobusie, metrze, tramwaju w Warszawie – czy można je przewozić i jak?
Zarazem jednak: do krytycznych sytuacji, jak się zdaje, bardzo rzadko dochodzi akurat podczas podróżowania z e-hulajnogą w tramwaju czy metrze. Nie zawsze, ale najczęściej zapłony następują podczas ładowania akumulatora (często będącego po przeróbkach lub nieodpowiednim serwisie) gdzieś w domu czy garażu. Albo w miejscach, które „obsługują” te pojazdy na skalę gospodarczą – w magazynach ze sprzętem czy w serwisach. Ale nie w transporcie publicznym.
Patrząc jeszcze od innej strony: znacznie łatwiej znaleźć informacje np. o pożarach autobusów elektrycznych, które to przypadki zapewne można liczyć w Europie w dziesiątkach – niż o tym, że na pokładzie jakiegoś autobusu, tramwaju lub pociągu zapaliła się elektryczna hulajnoga.
Czy więc reakcja w postaci kolejnych zakazów nie jest przewrażliwieniem?
Całkowity zakaz w transporcie publicznym [dla e-hulajnóg – red.] wydaje się nieproporcjonalny i nie powinien być rozwiązaniem trwałym – czytamy np. w materiale niemieckiego automobilklubu ADAC. Z kolei „Irish Independent” w artykule sprzed miesiąca cytuje Jasona Cullena, prezesa organizacji Dublin Commuters Coalition, który ocenia decyzję irlandzkiego NTA jako bardzo frustrującą, a zakaz przewożenia e-hulajnóg jako krok wstecz w transporcie w Irlandii i Dublinie, wdrożony nagle i bez wystarczających podstaw. Uważa on, że w ten sposób pozbawia się ludzi możliwości korzystania z dobrych cech i atutów e-hulajnóg.
Autor niniejszego tekstu dość często przewozi swoją elektryczną hulajnogę w warszawskim metrze, więc zapewne nie jest tu obiektywny. Ale tak, wygląda to wszystko na reakcję nieproporcjonalną, a przy okazji – na wylewanie dziecka z kąpielą. A ponieważ kiedyś Polska wzorem Niemiec ograniczyła prędkość elektrycznych hulajnóg do 20 km/h (zamiast planowanych wcześniej 25 km/h), to naśladownictwa można się tu obawiać. Bo skoro „tak jest na Zachodzie”…
Co gorsza, ktoś może dojść do wniosku, że jeśli jest to zbyt niebezpieczny sprzęt, by podróżował tramwajem, to może nie powinien być też wprowadzany do budynków…
Spróbujmy jednak zakończyć optymistycznie. Jeśli zjawisko to przyczyni się – po stronie regulacyjnej i biznesowo-producenckiej – do rozwiązania kwestii bezpieczeństwa pożarowego akumulatorów w e-hulajnogach i do podniesienia standardów w tej dziedzinie, to być może jakieś dobre rzeczy kiedyś z tego wynikną. Kto wie, wszystko przed nami.
⇒ Chcesz wesprzeć naszą pracę? Nie zbieramy na Patronite ani nie prosimy o kawę, ale możesz:
- zasubskrybować nasz kanał na YouTube
- oraz zaobserwować stronę na Facebooku. Dziękujemy!