Pewnego dnia przed wakacjami na warszawskiej ulicy zobaczyliśmy robocika. Z antenką. Zupełnie jak z filmu science-fiction, zasuwał na swoich czterech kołach chodnikiem, świecąc światełkami. Na niewielkim korpusie (mniejszym, niż słynnego R2D2 z Gwiezdnych Wojen) miał wymalowane logo firmy Pyszne.pl, zajmującej się dostawą żywności oraz indyjskiej restauracji Mandala. Poszliśmy jego tropem.
– Od dawna współpracowaliśmy z Pyszne.pl i gdy zgłosili się do nas z propozycją takiej innowacji, chętnie weszliśmy w ten eksperyment – relacjonuje Artur Świerczyński, właściciel niewielkiej sieci indyjskich restauracji Mandala.
– Wśród opcji dostawy z naszej restauracji pojawiła się możliwość zamówienia robota. Koszt dostawy był dokładnie taki sam, jak za pomocą żywego kuriera, a klienci mieli do wyboru z jednej strony dotychczasową wygodę, czyli dostawę pod same drzwi, z drugiej strony konieczność wyjścia na ulicę przed blok lub biuro, ale za to fun związany z dostawą robotem i jeszcze wsparcie dla ekologii, bo robot nie emituje spalin. Opcja była popularna, choć nieco mniej, niż myśleliśmy. Wybierał ją średnio co drugi klient – opowiada nasz rozmówca.
Jak wygląda dostawa robotem?
Zadaniem załogi restauracji było załadowanie robocika zamówionym jedzeniem. Potem Mateusz (bo tak nazywał się robot jeżdżący dla Mandali) już radził sobie sam.
Jak wygląda praca mechanicznego dostawcy? Po odebraniu zamówienia z restauracji robot wysyła klientowi wiadomość SMS z informacją, że wyruszył w drogę. Tę w większości pokonuje autonomicznie, samodzielnie podejmując decyzję, jaką wybrać trasę. Jest przystosowany do radzenia sobie z różnego rodzaju infrastrukturą miejską. Krawężniki czy nierówne chodniki nie są dla niego przeszkodą.
W wybranych momentach – na przykład podczas przejeżdżania przez przejścia dla pieszych – wspiera go jednak zdalny operator. Tego zapewnia firma produkująca roboty dostawcze – ani sieć korzystająca z robota (w tym przypadku Pyszne.pl), ani restauracja (w tym przypadku Mandala) nie musi sobie zaprzątać tym głowy.
Gdy robot dotrze na miejsce odbioru zamówienia – dzwoni do klienta, aby poinformować, że czeka przed budynkiem i wysyła mu kod potrzebny do otwarcia pojemnika na jedzenie. Po zakończeniu dostawy wraca do restauracji po kolejne zamówienie. Robot dostarcza jedzenie na dystansie do 3 km od lokalu, ma wbudowane systemy dbające o zachowanie odpowiedniej temperatury jedzenia, a także stabilizatory zapewniające, że posiłek nie rozleje się na wertepach czy wysokich krawężnikach.
Roboty dostawcze w Polsce – skąd pomysł?
Producentem robotów jest polski start-up Delivery Couple. Wnosząc z dokumentacji na stronie internetowej firmy, jest to marka handlowa należąca do spółki z o.o. z Lublina, wpisanej do KRS pod nazwą Otorobotics.
– Kasia i Mateusz, czyli nasi cybernetyczni dostawcy, to efekt wielomiesięcznej pracy naszego zespołu, który powołaliśmy w Lublinie na początku pandemii – opowiada Sergiey (Sergiusz) Lebedyn, założyciel i szef firmy. – Od początku chcieliśmy wejść w branżę dostaw żywności na ostatniej mili, ale konkurencja była już ogromna. Nic dziwnego, 60 proc. rynku dostaw to właśnie ostatnia mila. Wejście na rynek to ogromne pieniądze, które trzeba wydać na marketing. Zaczęliśmy więc analizować, jak się odróżnić od konkurencji i zaproponować klientom coś innowacyjnego.
Innowatorzy z Delivery Couple myśleli więc, jak stworzyć coś nowego, czego nie ma konkurencja – i doszli do wniosku, że z tego równania trzeba wykreślić człowieka. Tak powstał pomysł na roboty. Opracowali pół-autonomiczne urządzenie, które doskonale poradzi sobie z dostawami w centrach miast w godzinach szczytu w niewielkim obszarze dostaw, bo robot jest efektywny na obszarze mniej więcej 3 kilometrów od lokalu.
Gdy produkt był gotowy, firma zaczęła intensywne testy. Kasia (różowa) i Mateusz (niebieski) mieli okazję sprawdzić się już na ulicach kilkunastu polskich miast. Teraz, jak poinformowała nas firma, jeżdżą m.in. w Gdyni, Opolu, Warszawie, do której Delivery Couple regularnie wraca, oraz w Rzeszowie, gdzie od blisko roku roboty pracują dla restauracji Hindi.
Kasia i Mateusz odróżniają się jedynie kolorem. Czy to oznacza, że lubelska firma do tej pory wyprodukowała i wypuściła na ulice tylko dwa egzemplarze? – Robotów jest więcej. Każda kolejna wyprodukowana para symbolizuje współpracę, a zamysłem było, aby imiona były powtarzalne – mówi Beata Falińska, COO Delivery Couple. Ile jest ich dokładnie – tego firma nie chce ujawnić, podobnie jak liczby pracowników (na stronie internetowej przedstawia pięć osób ze swojego personelu, który, jak jednak usłyszeliśmy, również jest liczniejszy).
W styczniu tego roku Delivery Couple pochwaliła się w mediach pozyskaniem inwestycji w wysokości 1,4 mln zł od inwestorów Czysta3.VC oraz Techni Ventures.
Robot na „sześć dużych pizz”
Lubelski start-up podaje, że jego roboty dostawcze poruszają się ściśle po chodnikach i drogach rowerowych (to drugie może rodzić pytanie o zgodność z przepisami – ale to naturalna sytuacja w chwili, gdy w infrastrukturze drogowej pojawiają się nieznani wcześniej użytkownicy). – Na równej nawierzchni, bez przeszkód, robot może rozwinąć prędkość ok. 15 km/h. W praktyce konieczność pokonywania krawężników czy przejść dla pieszych powoduje, że średnia prędkość podczas dostawy to 6-10 km/h – mówi Beata Falińska.
Jak dodaje, robot może jednorazowo pomieścić „sześć dużych pizz lub do 15 kg innego ładunku”. Jedno ładowanie baterii powinno wystarczyć na cały dzień pracy.
Firma zaznacza, że jej roboty nie są i nie będą w pełni autonomiczne. Docelowo jednak jeden operator będzie nadzorował pracę coraz większej liczby robotów jednocześnie. Na trudnych odcinkach i w strategicznych momentach to on przejmie kontrolę nad robotem lub podejmie za niego decyzję i pozwoli na kontynuowanie trasy. Nadzór człowieka ma zapewnić pełne bezpieczeństwo.
⇒ CZYTAJ TEŻ: Automaty paczkowe czy punkty odbioru? Rowery cargo czy auta dostawcze? Miejska mikrologistyka wg eksperta Arkadiusza Kawy
– Oczywiście dobrze byłoby poprawić jeszcze logistykę, to znaczy żeby robot jeździł szybciej, umiał pokonywać szlabany i tym podobne techniczne kwestie – dodaje Artur Świerczyński z restauracji Mandala, która w sumie korzystała z cyberdostawcy przez dwa miesiące pilotażu.
Roboty dostawcze zamiast kurierów? Ile kosztuje taka dostawa?
Na temat kwestii finansowych (np. jaki jest model rozliczeń między Delivery Couple, siecią dostawczą i restauracją?) żadna ze stron nie chce udzielać konkretnych informacji. Czy rzeczywiście maszyna, eliminując człowieka, jest tańsza?
– Jeżeli chodzi o stronę ekonomiczną, to robot na razie nie wychodzi taniej od człowieka – opowiada Świerczyński. – Uznaliśmy, że to po prostu świetna reklama, zarówno na ulicy, jak i podczas zamówienia. Mnóstwo ludzi wybierało dostawę robotem po to, żeby na przykład zrobić przyjemność dzieciom. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego pilotażu i jeśli pyszne.pl wprowadzi taką opcję na stałe, na pewno z niej skorzystamy – deklaruje.
– Praca w Polsce jest wciąż bardzo tania, minimalna płaca wynosi zaledwie 23,5 zł za godzinę, a mam wrażenie, że restauracje i firmy dostawcze dogadują się z gastarbeiterami z Azji jeszcze taniej – mówi Lebedyn. – Tego nasz robot, który jednak poza kosztem produkcji i utrzymania wymaga też nadzoru naszych operatorów, nie jest w stanie przebić. Dlatego na razie nastawiamy się na rynek norweski. Tam jest duże zainteresowanie, bo godzina pracy kuriera to przynajmniej nasze 60 zł i wtedy roboty stają się bardzo konkurencyjne.
⇒ CZYTAJ TEŻ: Mikrohuby przeładunkowe to filar wizji „nowej logistyki” w miastach. Poznań sprawdzi to u siebie
Arkadiusz Krupicz, współzałożyciel i dyrektor zarządzający Pyszne.pl, w portalu Wirtualne Media wyjaśniał, że jego firma wprowadziła testy dostaw z wykorzystaniem robota, bo stara się badać nowe rozwiązania, które mogą wpłynąć na całą branżę. – Rolą robota jest wsparcie procesu dostaw na krótkich dystansach w godzinach szczytu. Wierzymy, że to rozwiązanie może usprawnić operacyjność dostaw naszych partnerów – mówił Krupicz.
Roboty w dostawach ostatniej mili na świecie
Rozwiązania polegające na wykorzystaniu niewielkich robotów do dostaw różnego rodzaju zamówień testuje się na świecie już od pewnego czasu. Eksperymentował z tym m.in. Amazon, używając własnych sześciokołowych, błękitnych robotów Scout. Swój program, uruchomiony w 2019 roku, amerykańska korporacja zawiesiła jednak (a de facto zakończyła) jesienią ubiegłego roku.
Fiasko programu Amazona wydaje się jednak nie zatrzymywać innych. W marcu BBC informowało, że w Manchesterze, na terenie zamieszkałym przez aż 24 tys. osób, ten sposób dostaw towarów kupowanych online wprowadziła sieć supermarketów Co-Op. Dla tego projektu dostawcą autonomicznych robotów jest estońska firma Starship Technologies – starszy i większy konkurent polskiego Delivery Couple i prawdopodobnie najbardziej znany gracz w tej branży na świecie.
Starship Technologies działa już blisko 10 lat – od 2014 roku. Start-up stworzyło dwóch współtwórców Skype’a (Ahti Heinla i Janus Friis). W kwietniu 2023 roku firma poinformowała, że jej roboty dostawcze pokonały już łącznie 10 mln km, a miesiąc później – że „stuknęło” im okrągłe 5 mln zrealizowanych dostaw. Starship podaje, że na świecie dostawy żywności i innych zakupów (m.in. na terenach różnych kampusów, gdzie tego typu urządzenia najłatwiej jest wprowadzić) obsługuje już 2 tys. jego robotów.
Kasia i Mateusz z Lublina już teraz mają więc na świecie silnego konkurenta. Ale pole do popisu dla robotów w miejskiej mikrologistyce dopiero się otwiera.