Dwaj turyści ze Śląska w Sopocie intencje mieli na pewno dobre, ale teraz muszą swój pomysł przeklinać. Z jednej strony – chcieli jechać elektrycznymi hulajnogami, z drugiej strony – trochę wypili (jak się zaraz okaże: niewiele, mogło to być np. jedno duże piwo). Postanowili więc sprawdzić stan trzeźwości korzystając z ogólnodostępnego alkomatu na Komendzie Miejskiej Policji w Sopocie (takie urządzenia są udostępnione na wielu komendach – zdjęcie powyżej pokazuje policyjny alkomat w Gliwicach). I podjechali tam e-hulajnogami.
Dalej oddajmy głos policji, która poinformowała o całej sprawie w komunikacie:
Weszli oni do pomieszczenia recepcji i skorzystali z ogólnodostępnego alkomatu chcąc sprawdzić swoją trzeźwość. Alkomat po dmuchnięciu w jego stronę powietrza pokazuje, czy u osoby, która z niego korzysta, występuje alkohol w wydychanym powietrzu. Świadczy o tym kolor diody.
Każdy z mężczyzn dmuchnął w alkomat i uzyskał pozytywne wyniki, co zauważył zastępca dyżurnego. Policjant widział też, że mężczyźni przyjechali do komendy na hulajnogach, dlatego od razu przekazał informację funkcjonariuszom prewencji. Policjanci wylegitymowali obu mężczyzn i ustalili, że są to mieszkańcy woj. śląskiego w wieku 23 i 25 lat.
– opisuje policja. Potem było już tylko gorzej.
Następnie mundurowi przeprowadzili szczegółowe badanie stanu trzeźwości 23-latka i ustalili, że ma on 0,21 promila alkoholu w wydychanym powietrzu, czyli znajduje się po użyciu alkoholu. Za popełnione wykroczenie kierowania hulajnogą elektryczną będąc po użyciu alkoholu 23-letni mężczyzna został ukarany mandatem w wysokości 1000 złotych.
Drugi z mężczyzn, 25-latek, nie zgodził się na badanie zawartości alkoholu w wydychanym powietrzu. Pobrano więc od niego krew do dalszych badań.
Jeżeli wynik tego badania potwierdzi obecność alkoholu, za popełnione wykroczenie odpowie on przed sądem, do którego policjanci skierują wniosek o ukaranie.
– czytamy w komunikacie.
Policjant nieprzejednany
Historia z Sopotu może budzić mocno dwuznaczne odczucia. Pijani na elektrycznych hulajnogach to realny problem, są niebezpieczni dla siebie, ale przede wszystkim dla innych na ulicy (choć oczywiście nie tak niebezpieczni, jak pijani kierowcy). W odróżnieniu od wielu innych przepisów dotyczących mikromobilności, obowiązek trzeźwości policja wyraźnie stara się egzekwować.
Tyle, że trudno tu abstrahować od dwóch rzeczy – turyści najwyraźniej przyjechali zbadać się w dobrej wierze, a zarazem spokojnie mogli zakładać, że mają prawo jechać: 0,21 promila to tylko o włos ponad granicę, do której kierowanie pojazdem jest w Polsce całkowicie dozwolone. Są kraje, w których można w takim stanie legalnie jeździć samochodem.
Czujny zastępca dyżurnego musi być człowiekiem wyjątkowo zasadniczym. Czy ta historia zachęci innych do podobnej samokontroli na policyjnych komendach – bardzo wątpliwe.
Przy okazji przypomnijmy:
- Kierowanie na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub w strefie ruchu pojazdem innym niż mechaniczny przez osobę znajdującą się w stanie nietrzeźwości (powyżej 0,5 promila) lub pod wpływem środka działającego podobnie do alkoholu – 2500 zł.
- Kierowanie na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub w strefie ruchu pojazdem innym niż mechaniczny przez osobę znajdującą się w stanie po użyciu alkoholu (w granicach 0,2-0,5 promila) ub pod wpływem środka działającego podobnie do alkoholu – 1000 zł.
Choć nie jest rozstrzygnięte czy hulajnoga elektryczna jest pojazdem „innym niż mechaniczny”, to policja w Polsce stosuje taką właśnie interpretację – w tym przypadku korzystną dla przyłapanych na jeździe na rauszu.
⇒ ZOBACZ TEŻ: Czy za jazdę na elektrycznej hulajnodze po alkoholu można stracić prawo jazdy?