W miejscowości Bustryk na Podhalu zginął w wypadku 16-latek jadący na „elektrycznej hulajnodze” (cudzysłów nie jest przypadkowy, wyjaśnienie będzie niżej). O szczegółach nadal wiadomo niewiele. Jeśli chodzi o oficjalne informacje – wiemy właściwie tylko tyle, ile podała zakopiańska Policja:
19 lipca 2024 roku w miejscowości Bustryk, jak się później okazało, doszło do tragicznego w skutkach wypadku drogowego. Ze wstępnych ustaleń policjantów zakopiańskiej drogówki wynika, że kierujący pojazdem ciężarowym, wykonując manewr cofania na pobliską posesję, nie ustąpił pierwszeństwa osobie poruszającej się na hulajnodze. W efekcie doszło do wypadku i poważnych obrażeń ciała u 16-latka. Pomimo podjętej akcji ratunkowej i długiej reanimacji młody mężczyzna zmarł. Kierujący samochodem ciężarowym 61-letni mężczyzna w chwili zdarzenia był trzeźwy.
Z innych źródeł wynika, że chodziło o samochód dostawczy, odbierający worki z odpadami i cofający w boczną uliczkę. Jest kilka zdjęć z wypadku, które dają pewien kontekst – wiemy czym jechał 16-latek oraz to, że tragedia rozegrała się w terenie zabudowanym, na asfaltowej drodze biegnącej przez miejscowość z rzędami jednorodzinnych domków po obu stronach, wyglądającą na spokojną. W feralnym miejscu z asfaltem jezdni graniczy pas przydomowego trawnika, nie ma pobocza.
Nie wiadomo z jaką prędkością jechała ofiara wypadku i jak to się stało, że młody człowiek nie dostrzegł w tym miejscu zajeżdżającego mu drogę dużego dostawczaka.
Poniżej kilka refleksji. Nawet nie tyle na temat tej konkretnej tragedii, o której przebiegu wiemy za mało, by ją oceniać. To raczej ogólne myśli, jakie nasuwają się po tych obrazkach się, na tle obserwowanych postaw, zachowań i opinii wokół użytkowania elektrycznych hulajnóg i regulujących je przepisów.
Bestia to nie elektryczna hulajnoga
Rozbity pojazd na zdjęciu to model Laotie Titan TI40 Pro. To 72-voltowy, dwusilnikowy sprzęt, o łącznej mocy 8000 W (dla porównania – wymagający rejestracji motorower według polskich przepisów może mieć silnik do 4000 W). Prędkość maksymalna, jaką podaje producent tego sprzętu, to 100 km/h. Kategoria: bestia.
Waży prawie 64 kg. Ponadwukrotnie więcej niż dopuszczają polskie przepisy w przypadku elektrycznych hulajnóg, dozwolonych na drogach publicznych. To dlatego w tym tekście bierzemy elektryczną hulajnogę w cudzysłów. Nawet na chińskim serwisie Aliexpress jej w opisie widnieje punkt: Ten produkt może być używany tylko na torach wyścigowych i/lub prywatnych drogach/terenach. Można go obejrzeć na filmie poniżej.
Krótko mówiąc: ten sprzęt w ogóle nie miał prawa jechać tą drogą, pomijając już inne przepisy [*zastrzeżenie: uwaga pod artykułem]. Czy to miało znaczenie w tym konkretnym przypadku – nie wiadomo. Ale patrząc w sposób uogólniony: z jednej strony mamy kwestię panowania nad tak mocnym pojazdem, a z drugiej – niepełnoletniego człowieka, z naturalną w tym wieku skłonnością do bardziej brawurowych zachowań, dysponującego pod manetką mocą 8000 W i prędkością 100 km/h. Czy to jest zdrowy układ?
To mogłoby być pytanie do różnych youtuberów oraz np. do niektórych członków facebookowych grup hulajnogowych, de facto promujących nieskrępowane korzystanie z tego typu sprzętów i wręcz wyśmiewających się, gdy ktoś mówi „mocna hulajnoga” o urządzeniach mieszczących się w granicach przepisów. Bo przecież naprawdę mocna, to ta rozbita na zdjęciach z Bustryka.
⇒ PRZECZYTAJ LUB OBEJRZYJ: Jaka elektryczna hulajnoga jest “legalna” w Polsce, a jaka nie?
Limit 30 kg masy własnej dla elektrycznej hulajnogi jest trochę za niski – zawsze tak uważaliśmy. Ale jeśli e-hulajnogi mają być zwolnione z obowiązku homologacji i rejestracji oraz jeździć po drogach dla rowerów – to nie można do tej kategorii pojazdów zaliczać takich sprzętów, jak Laotie Titan. Tymczasem dostępność nienormatywnych modeli się zwiększa – po części poprzez ofertę chińskich platform e-commerce, a ostatnio już także ofertę polskich dystrybutorów, zapewne goniących w ten sposób rynek. Klienci powinni mieć stuprocentową świadomość, że kupują sprzęt nieprzepisowy na drodze publicznej, sama taka wiedza sprzyja większej ostrożności. Czy zawsze ją mają – wątpliwe.
Wiek użytkowników ma znaczenie
Ofiara miała 16 lat. Do jazdy e-hulajnogą w tym wieku wymagana jest co najmniej karta rowerowa lub prawo jazdy AM lub A1. Być może w tym przypadku 16-latek uprawnienia miał. Ale nie ma wątpliwości, że ten wymóg jest powszechnie lekceważony. Tymczasem człowiek w tym wieku, zupełnie niezaznajomiony z zasadami ruchu drogowego, po prostu nie ma wyrobionych automatycznych nawyków, których nabiera się z czasem.
W takich sytuacjach pomaga ogólna wiedza. Na przykład patrzysz czy palą się światła cofania w ciężarówce. Jeśli tak to już wiesz dzięki swojej wyobraźni, że w tak dużym pojeździe kierowca może Cię nie widzieć i trzymasz się z daleka, czekasz aż wykona manewr. 16-latek może jeszcze takich rzeczy nie wiedzieć i nie mieć wystarczającej wyobraźni. Nie znam przebiegu sytuacji, ale to była moja pierwsza myśl
– napisał ktoś z komentujących wypadek na Facebooku. I to jest 100 proc. prawdy.
Co najważniejsze: to rozumowanie dotyczy także nieletnich użytkowników zupełnie „legalnych” elektrycznych hulajnóg, które mogą mieć moc (a po odblokowaniu także prędkość) bardzo wyraźnie przewyższającą zdolności psychomotoryczne dziecka. W Polsce wiek pozwalający na jazdę e-hulajnogą to 10 lat – ale zupełnie czym innym jest lekki sprzęt dla nastolatka czy nawet zwykła, prosta, miejska e-hulajnoga, a czym innym duże i ciężkie modele.
To z kolei pod rozwagę przede wszystkim rodzicom. Najbardziej w okresie pierwszych komunii świętych.
Kask nie czyni kuloodpornym…
Zmarły 16-latek na Laotie miał kask, i to szczękowy. To sugeruje, że nie ignorował swojego bezpieczeństwa. A jednak zginął. I to, jak się zdaje, nie w nagłej kaskadzie dynamicznych wydarzeń, tylko pod cofającym w bok, zapewne z prędkością kilku kilometrów na godzinę, dużym, dobrze widocznym autem ciężarowym. W widny dzień, przy dobrej pogodzie.
Trudno uwierzyć, by tej tragedii nie sposób było uniknąć, nawet jeśli np. hulajnogista miał słońce w oczy.
Powtórzmy – nie wiadomo, z jaką prędkością jechał. Ale rozbity sprzęt, w którym rozpadła się podwójna sztyca i urwało przednie koło, wraz z pozostałymi okolicznościami wskazanymi wyżej i śmiertelnymi obrażeniami sugerują, że nie było to zapewne przepisowe 20 km/h. Ani chyba nawet np. 30 km/h (na marginesie – prędkość, która byłaby znacznie bardziej stosowna dla elektrycznych hulajnóg niż narzucona przez kodeks drogowy, nienaturalnie powolna „dwudziestka”).
Z lektury różnych wpisów i opinii środowiskowych można odnieść wrażenie, że nie istnieje nic ważniejszego od kasku. Jego brak, nawet przy spokojnym, ostrożnym poruszaniu się drogą rowerową, zawsze jest piętnowany. Natomiast kask rozgrzesza wszystko.
Pokaz szybkiej, ryzykownej jazdy, z łamaniem przepisów, niebezpiecznej także dla osób postronnych, potrafi wzbudzić uznanie i poklask – o ile jeździec ma kask. Wtedy jest ok.
Zachęcanie do noszenia kasku na e-hulajnodze ma oczywiście ogromny sens, choć przepisy nie bez powodu tego nie nakazują. Ale ważniejsze jest co innego. Ostrożność, obserwowanie przedpola, pracująca wyobraźnia, podpowiadająca co mogą nieoczekiwanie zrobić inni. I dostosowanie prędkości do rozsądnego poziomu, nawet gdy się jedzie odblokowaną hulajnogą. To nudne oczywistości, których często brakuje – a wtedy, jak widać, nawet kask nie zawsze pomaga.
…a pierwszeństwo nie czyni nietykalnym
To samo odnosi się do kwestii pierwszeństwa. Różnego rodzaju aktywiści nienawidzą stwierdzeń, że „pierwszeństwo nie zwróci życia lub zdrowia” lub że „cmentarze są pełne tych, którzy mieli pierwszeństwo”. Uważają, że takie stwierdzenia są ideologicznie niesłuszne i jakoby wiktymizują ofiarę, potrąconą przez kierowcę auta, ponoszącego winę za wypadek.
Jak wynika ze wstępnego rozpoznania Policji, z taką właśnie sytuacją mieliśmy do czynienia i tym razem.
Zdroworozsądkowe pytanie jest zawsze to samo: czy dla jakiegokolwiek przejechanego człowieka lub jego rodziny będzie wystarczającą satysfakcją fakt, że kierowca pójdzie do więzienia? W Bustryku, nawet jeśli 61-latek kierujący ciężarówką zostanie skazany, już na pewno nie. Tu wracamy do punktu poprzedniego: defensywna jazda. Niestety także z liczeniem się, że ktoś zrobi błąd i wymusi pierwszeństwo na niechronionym jednośladzie.
⇒ OBEJRZYJ LUB PRZECZYTAJ: Nie połam siebie i sprzętu. „Elektryczna hulajnoga to nie rower”
Lipcowa zła passa e-hulajnóg. Ale…
W lipcu 2024 roku elektryczne hulajnogi mają złą passę. Medialny rozgłos zdobył rekordowy mandat 3600 zł dla pijanego (>2 promile) użytkownika e-hulajnogi w Ciechanowie, który uderzył nią w samochód.
Ten rekord błyskawicznie pobił facet jadący e-hulajnogą pod prąd(!) na autostradzie A6 na Pomorzu, środkiem pomiędzy dwoma rzędami aut. Dostał jeszcze wyższą karę, a film z jego jazdy obiegł internet.
Mieliśmy też potrącenie pasażerki autobusu w Krakowie, na którą – gdy wysiadała na przystanku – najechali ojciec z synem, jadący na jednej hulajnodze (co oczywiście jest zabronione).
Teraz stało się najgorsze, bo zginął młody człowiek, który miał życie przed sobą.
Tu z kolei trzeba jednak przypomnieć: to na niego najechał samochód, wymuszając pierwszeństwo, a nie odwrotnie. A na policyjnej mapie śmiertelnych wypadków drogowych w okresie tegorocznych wakacji już dziś (20 lipca) widnieje 168 czarnych kropek. Hulajnogista, o ile wiadomo, zginął tylko ten jeden – i jak wszystko na to wskazuje, nie z własnej winy. Tymczasem już można spotkać nagłówki w stylu „Nie miał szans na przeżycie. Jechał hulajnogą”. Czy miałby większe szanse pod kołami ciężarówki, gdyby jechał rowerem, skuterem lub motocyklem?
Tę świadomość też warto mieć w czasach, gdy rzetelność i umiar w mediach są w coraz większym odwrocie.
*EDIT: Jak słusznie zwrócił uwagę jeden z Czytelników, istnieje hipotetyczna możliwość, iż dany egzemplarz Laotie TI40 Pro miał prawo być użytkowany na drogach publicznych – pod warunkiem, że został wprowadzony do obrotu do 31 grudnia 2021 roku, czyli przed wejściem w życie rozporządzenia technicznego, dotyczącego elektrycznych hulajnóg.
⇒ ZACHĘCAMY: Konkurs kreatywny Śmigaj Bezpiecznie